Pomorze Gdańskie.


Po rozbiciu przez oddziały 1 Armii Wojska Polskiego, w pierwszej dekadzie marca 1945 roku wojsk niemieckich broniących się na Wale Pomorskim, a dokładniej po zdobyciu Wierzchowa i Złocieńca, aby uniemożliwić przeciwnikowi wycofanie się, rozkazem d-cy 1 AWP zorganizowano grupę pościgową. W jej skład weszły min. pododdziały z 1 Warszawskiej Brygady Pancernej. Operację tą brygada zakończyła w m. Dębica (na północny zachód od m. Sławoborze) 6 marca mając sprawnych 10 czołgów.
W tym okresie, największym zgrupowaniem niemieckim na wybrzeżu Bałtyku, był teren Pomorza Gdańskiego, którego wyzwolenie przypadło w udziale wojskom 2 Frontu Białoruskigo. Zarządzeniem bojowym nr 401 dowódcy 1 Frontu Białoruskiego z dnia 7 marca 1945 roku, 1 Brygada Pancerna im. Bohaterów Westerplatte została podporządkowana radzieckiemu 8 KZmechGw (d-ca gen. Driemow), a co za tym idzie weszła w skład 1 APancGw gen. Katukowa przekazanej na okres operacji pomorskiej 2 Frontowi Białoruskiemu. Jeszcze przed wyłączeniem ze struktur 1 AWP batalion piechoty zmotoryzowanej otrzymał uzupełnienie w sile kilkudziesięciu ludzi z 2 DP.
Po dotychczasowych walkach stan sprzętu w brygadzie przedstawiał się nie najlepiej, a liczba czołgów sprawnych nie przekraczała nigdy 10 sztuk, aż do otrzymania uzupełnienia.

Między 8, a 10 marca brygada przegrupowywała się w ślad za związkami 1 APancGw i po marszu min. przez Sławno, Słupsk i Koszalin dotarła do m. Zelewo. Tutaj właśnie do brygady dotarło uzupełnienie 15 nowych czołgów z 2 zapasowego pułku ACz. w Niżnym Tagiłu wraz z radzieckimi załogami. Czołgi weszły w skład 2 batalionu dowodzonego w zastępstwie przez por. Kazińca. Załogi czołgów przeorganizowano dołączając do nich doświadczonych już w walkach czołgistów brygady.
11.03. jednostka przegrupowała się do rejonu Bolszewa, gdzie została wzmocniona dodatkowo 10 czołgami z 64 BpancGw ze składu 8 KZmechGw, które podporządkowano 3 bat. pod dowództwem kpt. Awchaczowa.
Rozpoczęło się przygotowanie do natarcia na Wejherowo. W tym czasie stan bojowy czołgów był płynny. Docierały czołgi naprawione, a ubywały uszkodzone. W sumie przed atakiem na Wejherowo brygada posiadała na stanie sprawnych 30 maszyn. Podzielono je po 15 między 2 i 3 batalion. 1 Batalion tymczasowo pozostał bez czołgów mając za zadanie remontować niesprawne i pozostał on wraz z kwatermistrzostwem brygady w Zelewie.


Wejherowo.

Plan zdobycia miasta zakładał rozpoczęcie natarcia 12 marca o godz. 7.00. Ze względu na mgłę termin rozpoczęcia przygotowania artyleryjskiego przesunięto o 60 min.
3 bat. wspierając 329 pp ze składu 101 DP miał za zadanie wiązać przeciwnika od czoła wzdłuż szosy prowadzącej do miasta.
2 bat. działający na lewym skrzydle wspierał 321 pp i miał wykonać manewr obejścia Wejherowa od pół-wsch. w rejonie cementowni, przeciąć tor kolejowy, aby wejść do miasta.
Lewym sąsiadem były 40 i 44 BPancGw (d-cy płk. Smirnow i płk Gusakowski) ze składu 11 KPancGw, a prawym pododdziały 101 DP z 40 KA. Po półgodzinnym przygotowaniu artyleryjskim czołgi 3 bat. ruszyły do natarcia po czym wyprzedzając piechotę dotarły do rowu, gdzie dostały się pod ogień niemieckich dział i ręcznej broni ppanc. Zostały zatrzymane i musiały poczekać na piechotę.
W tym czasie 2 bat. dotarł do rampy kolejowej i zdobył cementownię po czym ruszył w kierunku miasta pokonując po drodze rowy przeciwczołgowe. Uderzenie to odciążyło resztę sił brygady. Niemcy zaczęli się wycofywać w stronę Redy. Dowódca brygady płk Malutin postanowił wzmocnić siłę uderzenia wprowadzając do walki odwodowy bat. piech. zmot.


kliknij mapę w celu jej powiekszenia
źródło - K. Przytocki "Warszawska Pancerna".



Reda.

W czołówce brygady nacierającej po wyzwoleniu Wejherowa na Redę posuwał się pluton czołgów ppor. Jankiewicza, który dogonił wielką kolumnę pojazdów niemieckich zatrzymując ją i w dużej części niszcząc. Chociaż teren wokół Redy sprzyjał obronie, czołgi 2 i 3 bat. wraz z oddziałami radzieckimi wyparły nieprzyjaciela z miasta nie pozwalając mu na zajęcie stanowisk. Pomimo, że miejscowość nie została dokładnie oczyszczona z wroga kpt. Awchaczow dążył do dalszego pościgu. Nie zważając na ostrzał jaki przeciwnik prowadził z okolicznych wzgórz czołgi brygady przedarły się przez Redę. Dopiero po osiągnięciu m. Biała Rzeka zostały zatrzymane silnym ogniem i ukryły się wśród zabudowań przerywając dalsze natarcie.
W czasie zdobywania Wejherowa, Redy i Białej Rzeki brygada straciła czołg uszkodzony na ulicach Redy.


Dolina Janowska.

Obrona niemiecka w rejonie Doliny Janowskiej oparta była na istniejących od 1939 roku umocnieniach oraz nowych intensywnie rozbudowywanych od stycznia 1945 r., min. na rowie ppanc przebiegającym od Rumii w kierunku południowym i zaporami inżynieryjnymi. Rozpoznanie ustaliło co najmniej dwa dywizjony artylerii, czołgi i działa pancerne. Pozycje obsadzały min. elementy 7 DPanc i 4. SS-Polizei-Panzergrenadier-Division. Dodatkowo obronę wspierała artyleria okrętowa z rejonu Gdyni. Sporym utrudnieniem dla nacierających była Góra Markowca - wzniesienie górujące nad całym terenem, gdzie Niemcy umieścili działa plot mogące razić cele naziemne.
Po dojściu do m. Biała Rzeka bataliony czołgów i fizylierzy brygady jak i resztki wykrwawionych kompanii 329 pp przeszły do obrony. Spowodowane to było huraganowym ogniem przeciwnika. Dopiero wieczorem saperzy brygady wzmocnieni saperami z 3 batalionu szturmowego 8 KZmechGw rozpoczęli rozpoznanie rowu przeciwczołgowego.
13 marca po podejściu czołgów 19 BZmechGw ok. godz. 9.00, 3 bat. czołgów wraz z 2 komp. fizylierów, komp. rusznic ppanc i piechotą z 329 pp ruszył do natarcia. Zostało ono jednak zatrzymane morderczym ogniem.
Powtórzony 3 godziny później atak trzech czołgów pod d-ctwem ppor. Boczuli również zakończył się niepowodzeniem mimo dotarcia do rowu pczeciwczołgowego. Natarcie ponowiono jeszcze raz w sile sześciu maszyn i fizylierów, ale jak poprzednio silny ogień odciął piechotę wystawiając czołgi na ogień środków ppanc. Dodatkowo trafiony został czołg sierż. Kowala.

Tego samego dnia d-ca brygady postanowił zaskoczyć wroga nocnym atakiem bez przygotowania artyleryjskiego. Mimo, że do boju ruszyły wszystkie czołgi 3 bat. i komp. fizylierów atak został odparty. Niemcy oświetlili teren rakietami i rozpoczęli ostrzał pociskami świetlnymi. Czołgi sforsowały rów ppanc, a maszyna ppor Nikulina dotarła nawet do zapory przeciwczołgowej, gdzie została trafiona z pancerfausta. Wtedy Niemcy wykonali kontratak, który zatrzymał polskie natarcie.
Za rowem przeciwczołgowym zostało 8 wozów uszkodzonych lub ugrzęźniętych w błocie, z których 7 zostało ewakuowanych.

W tym dniu również 2 bat. czołgów wieczorem przeprowadził rozpoznanie po prawej stronie drogi, toru i linii wzgórz tracąc jeden uszkodzony czołg. W ciągu 14 marca Niemcy przeszli do natarcia kontratakując z kierunku Zagórza i Janowa. Atak został odparty. Nocą z 14 na 15 marca d-ca korpusu postanowił przeprowadzić nocny atak.
Po wykonaniu przejścia w zaporach przeciwczołgowych przez saperów brygady ok. godz. 21.30 ruszyły czołgi. 9 wozów 3 bat wraz z 329 pp i 14 maszyn 2 bat. uderzały na lewym, a 19 BZmechGw na prawym skrzydle. Maszyna chor. Korotajewa osiadła na dnie rowu i została trafiona. Również czołg por. Meliana został uszkodzony. Piechota 329 pp, z którym miały współdziałać czołgi zaległa pod silnym ogniem. D-ca brygady rzucił do walki ostatnie rezerwy z batalionu piechoty zmotoryzowanej oraz czołg swój i szefa sztabu. Niemcy wyprowadzili kontratak, który został odparty, ale ich obrona nie została przełamana.

Rano 15 marca wszystkie cztery sprawne czołgi 3 bat. wraz z piechotą 329 pp znów ruszyły do natarcia. Jak i w poprzednich dniach ogień moździerzy i artylerii skutecznie odciął piechotę od czołgów, które posuwając się samotnie naprzód przerwały obronę niemiecką na gł. ok. 100 metrów. Spalony został czołg ppor. Jaszyna. Reszta maszyn wobec braku wsparcia piechoty cofnęła się na pozycje wyjściowe. W wyniku tak ciężkich walk w pewnym momencie 3 bat. nie posiadał, ani jednego sprawnego czołgu.
Ciekawostką było trafienie czołgu d-cy batalionu pociskiem działa okrętowego.
Trzy czołgi naprawiano w Redzie, trzy w armijnej bazie jeden ściągano z pola walki. Z tego też powodu jak i całkowitego wyczerpania żołnierzy dzień 16.03. przeznaczono na naprawy i odpoczynek co zaowocowało przywróceniem do linii 5 maszyn 3 bat.

Ogólnie z meldunku sztabu brygady wynika, że posiadała ona łącznie 21 czołgów sprawnych. Trudno jednak ocenić ze 100 % pewnością ilość maszyn, jeden z autorów piszących o brygadzie twierdzi na podst. dokumentów z CAW, że 18 marca posiadała ona:
w 2 bat. - 13
w 3 bat. - 5
w 1 bat. - 0
a w bazach remontowych armii radzieckiej 12 plus 2 naprawiane w Redzie czołgi.
Co daje liczbę 32 maszyn z czego 18 sprawnych. Ilość ta z pewnością zmieniała się w toku walk tym bardziej, że część maszyn miała już "w gąsienicach" drogę od Lenino. Słusznym chyba jednak będzie stwierdzenie, że przed przystąpieniem do nowych zadań stan sprawnych czołgów nie przekraczał dużo więcej niż liczbę 20.


Gdynia.

17 marca brygada otrzymała rozkaz przegrupowania się do rejonu Łężyc, gdzie oprócz rozpoznania bojem wraz z piechotą 102 DP pozostawała w obronie do 21 marca jako odwód. W międzyczasie, 18.03. jednostka została podporządkowana 11 KPancGw. 21 marca brygada została przerzucona w rejon Wiczlina z przeznaczeniem wsparcia 44 BPanc. w natarciu na Wielki Kack. Do użycia brygady jednak nie doszło.
Natomiast 23.03. po rozcięciu przez wojska radzieckie obrony niemieckiej w Sopocie i dojściu do morza brygada została wykorzystana do natarcia na Mały Kack celem rozszerzenia klina. W ataku miano uderzać wraz z 40 BPanc i 44 BPanc ze składu 11 KPancGw. Przed natarciem na Mały Kack 2 bat. posiadał 13 czołgów, a 3 bat.- 7. Już w czasie walki do 3 bat. dotarło dodatkowe 5 wyremontowanych maszyn.


kliknij mapę w celu jej powiekszenia
źródło - K. Przytocki "Warszawska Pancerna".

24 marca po krótkim przygotowaniu artyleryjskim, brygady pancerne ruszyły do natarcia, a do godz. 14.30 wszystkie czołgi polskiej brygady znalazły się we wschodniej, wyzwolonej części miejscowości na wysokości toru kolejowego. W nocy prowadzono rozpoznanie i rozminowano most i drogi, a także odpierano kontrataki.
Następnego dnia czołgi brygady we współdziałaniu z 44 BPanc i piechotą 310 DP i 313 DP opanowały zachodnią część Małego Kacka i zajęły pozycje na jego południowym skraju. Również 25.03. siedem czołgów 2 bat. pod dowództwem por. Fedorowicza wspierając 641 pp ze 138 DP przerwało niemiecką obronę w rejonie wiaduktu kolejowego. Opanowano cmentarz, a Niemcy rozpoczęli odwrót w kierunku lasu na Kępie Redłowskiej.
W tym czasie 3 bat. wdarł się do lasku między Małym Kackiem, a Witominem. Ostrzeliwany jednak z okolicznych wzgórz poniósł straty. W nocy z 25 na 26.03. saperzy i zwiadowcy brygady zajmowali się rozminowywaniem przedpola oraz wykonaniem przejść w rowie przeciwczołgowym. 26 marca 3 bat. wspierał 1072 pp. Na prawym skrzydle działał pluton chor. Nowikowa, a na lewym pluton por. Miazgi. Uderzano wzdłuż torów kolejowych w kierunku północnym, ale po dojściu na wysokość wiaduktu piechota silnie ostrzeliwana z nasypu kolejowego i okolicznych budynków oraz wzgórz zaległa, a czołgi zatrzymały się po najechaniu jednego z nich na minę.
W takiej sytuacji d-ca brygady skierował pluton chor. Nowikowa w kierunku Witomina, które to uderzenie dotarło aż do fabryki samolotów. Natarcie zatrzymało się na następnym rowie przeciwczołgowym i dopiero po wykonaniu w nim przejścia i usunięciu min przez saperów 313 DP ruszyło i doszło do rejonu cegielni.
Rankiem 27 marca brygada wyszła z podporządkowania 11 KPancGw i została przekazana pod rozkazy d-cy 134 KA (gen. Frolenkow). 2 bat. został przydzielony 138 DP, a 3 bat. 313 DP. 2 bat wraz z radzieckimi piechurami nacierał po wschodniej stronie nasypu kolejowego przy ul. Czołgistów, gdzie został zatrzymany rowem ppanc. Natarcie posuwało się powoli, ale taka jest już specyfika walk miejskich. Natomiast 3 bat. wraz z piechurami 1072 pp wzmocniony dwoma działami SU - 122 i czterema SU - 76 po minięciu wiaduktu zatrzymał się przed terenem zaminowanym. Ok. godz. 13.30 czołgi kpt. Awchaczowa dotarły do skrzyżowania ulic Piłsudskiego i Wysockiego jednak bez piechoty.
Walczono o każdy budynek, uszkodzony został min. czołg ppor Janickiego. Natrafiono na betonowe zapory i rury zalane betonem. Trudności te spowodowały tymczasowe przejście do obrony i próbę likwidacji zapór pod osłoną nocy. Po usunięciu przeszkód inżynieryjnych przystąpiono do dalszej akcji. Straty tego dnia to ok. 5 czołgów uszkodzonych, a także trzech d-ców plutonów i jednego kompanii.
Czym bliżej było do portu tym opór Niemców rósł. Dowódca 19 A wprowadził do walki drugorzutowy 40 KA. 3 bat. wspierając 10 DP atakował wzdłuż ulicy Świętojańskiej zdobywając wraz z piechotą silnie umocnione pozycje - Kamienna Góra, Skwer Kościuszki i baseny portowe nr 1, 2, 3 do Nabrzeża Francuskiego włącznie. Natomiast 2 bat. nacierał wzdłuż ulicy Władysława IV zdobywając nabrzeże Rumuńskie, Norweskie, Polskie i baseny nr 4 i 5. Około godz. 12.00 wszystkie baseny portowe zostały oczyszczone z nieprzyjaciela. Czołgi podchodząc do nabrzeża zostały ostrzelane z morza. Zdobyto magazyny portowe.


Gdańsk.

27 marca część brygady w sile trzech czołgów z plutonu chor. Dackiewicza, z 1 komp. 2 bat. i bat. piech. zmot. (bez kompanii moździerzy) wyruszyły przez Kack, Orłowo, Sopot, Oliwę do Wrzeszcza, gdzie dotarły następnego dnia. Grupą tą dowodził dowódca brygady, a było to konsekwencją rozkazu, aby polska jednostka wzięła udział w wyzwoleniu Gdańska.
Piechota rozpoczęła oczyszczanie budynków, a nad ranem dnia następnego wraz z czołgami ruszyła w kierunku Dworca Głównego, gdzie biły się jednostki 46 KA (49 A). Razem z oddziałami sowieckimi walczono o Długi Targ. Zawieszenie polskiej flagi nastąpiło o godz. 14.00 na gmachu Dworu Artusa. Pomimo ostrzału odbył się uroczysty apel i defilada. Po zakończeniu uroczystości batalion piechoty zmotoryzowanej rozlokował się w koszarach niedaleko dworca głównego. Rozesłano silne patrole i wystawiono posterunki wartownicze ponieważ trwała jeszcze walka o miasto.
Następnego dnia siły te przegrupowano w różne rejony min. jedna z kompanii przeznaczona został do ochrony stoczni okrętowej. Można jeszcze dodać, że planowany był udział 1 BPanc wraz z kompanią desantową 1 Samodzielnego Morskiego Batalionu Zapasowego WP (przybył do Gdańska 3 kwietnia z Lublina) w walce o Westerplatte. Nie trzeba mówić jakim symbolem byłaby taka akcja. Nie tylko ze względu na miejsce, ale także na imię jakie nosiła brygada. Do natarcia planowanego na 7 kwietnia jednak nie doszło, gdyż Niemcy poddali się.
Obie jednostki utworzyły 7 kwietnia pierwszy garnizon miasta.


Kępa Oksywska.

Wieczorem 28 marca brygada została podporządkowana 134 KA, ale już następnego dnia przeszła pod dowództwo 132 KA i rozpoczęła przygotowanie do działania na kierunku Kępy Oksywskiej. W tym czasie 3 bat. posiadał 6 sprawnych czołgów, a 2 bat. 8. Około godz. 16.30 pluton czołgów wziął udział w rozpoznaniu walką wraz z piechurami radzieckimi w wyniku której stracił jeden wóz spalony i jeden uszkodzony.
30.03 o godz. 9.00 ruszyło natarcie w kierunku Pogórza, które nie uzyskało powodzenia. Próbowano drugi raz ok. godz. 16.30 niestety znów stracono czołg, a natarcie nie udało się. Doszło do kłótni i swoistego buntu wobec przedstawiciela dowódcy korpusu, który uparł się by atakować dalej. Dowódcy czołgów twierdzili, że wobec takiego terenu, akcja jest niewykonalna. Dowódca brygady powiadomiony o sporze interweniował w d-ctwie wojsk pancernych 19 A. Być może w wyniku tego dowódca 19 A przekazał brygadę pod rozkazy d-cy 40 KA i jednostka przegrupowała się w rejon Zagórza.
Brygada wspierając piechotę 10 DP miała za zadanie nacierać na kierunku Dębogórze - Babi Dół. 3 bat. liczący 4 maszyny miał wspierać lewoskrzydłowy 24 pp, a 2 bat. (8 czołgów) 28 pp. Dodatkowo atak wzmacniały działa pancerne. Spodziewano się szczególnie silnej obrony w rejonie folwarku Dębogórze, w tym czołgów i dział pancernych.


kliknij mapę w celu jej powiekszenia
źródło - K. Przytocki "Warszawska Pancerna".

Rozpoczęte o 11.20 natarcie mimo nieznacznych zysków terenowych (w tym opanowania lasu w pobliżu Suchego Dworu) i zniszczeniu kilku schronów bojowych nie odniosło pełnego sukcesu. Niemcy twardo się bronili. Przez cały następny dzień 1 kwietnia trwały pojedynki ogniowe wzmocnione ze strony n-pla przez artylerię okrętową. Przeciwnik wykonał kilka kontrataków mających na celu odbicie utraconych poprzednio pozycji. Uporczywe walki trwały również przez całą noc z 1 na 2.04. Niemcy próbowali tym sposobem osłonić ewakuację wojsk drogą morską. Uszkodzenia odniosły dwa czołgi 3 bat. w związku z czym płk Malutin rozkazał dwa pozostałe przekazać do 2 bat., w którym zorganizowano dwie kompanie. 2 kwietnia brygada wraz z dwoma działami SU - 152 wspierały ogniem z miejsca walkę 35 pp. Zadanie zostało wykonane i radziecka piechota utrzymała zdobytą rubież.

Nocą 3 kwietnia batalion czołgów wzmocniony został maszynami d-cy brygady (stracona) i szefa sztabu, i posiadał zdolnych do walki 9 wozów bojowych. Strona radziecka postanowiła przeciąć i opanować drogę Pogórze - Pierwoszyno po czym wyjść nad Bałtyk w rejonie Nowego Obłuża i Babiego Dołu. Zadanie to otrzymał 35 pp wsparty 2 bat. czołgów. Maszyny pod d-ctwem por. Worobiowa miały przeciąć drogę Pogórze - Suchy Dwór, a na prawym skrzydle nacierały czołgi dowodzone przez por. Kopacza mając za cel osiodłanie drogi Pogórze - Kosakowo.
Teren wyjątkowo nie sprzyjał natarciu czołgów i jeszcze przed dotarciem do drogi w rejonie Dębogórza dwie maszyny z grupy por. Kopacza zostały trafione. Druga grupa czołgów zdobyła folwark Suchy Dwór, ale odchodzące z Kosakowa niemieckie wozy zdołały zapalić maszynę chor. Ketowa. Pomimo ciężkich walk 35 pp i 2 batalion zadanie dnia wykonały i przecięły drogę Pogórze - Kosakowo mocno komplikując transport i sytuację Niemców.
Za sukces brygada zapłaciła stratą dwóch spalonych i trzech uszkodzonych czołgów. Noc z 2 na 3 kwietnia przeznaczono na ewakuację i naprawę sprzętu tak, że rano do walki zdolnych było 6 maszyn. Niemcy próbując odzyskać utraconą drogę uderzyli w styk radzieckich pułków, gdzie stały polskie czołgi, które cofnęły się, ale piechota odrzuciła nieprzyjaciela.
Ok. godz. 10.00 wszystkie zdolne do walki czołgi wspierając 24 pp rozpoczęły natarcie w kierunku Pogórza. W krwawej walce trzy czołgi zostały uszkodzone i atak zatrzymał się mimo zdobycia poł-zach części miejscowości, i dalej już się nie posunął. 4 kwietnia ok. godz. 19.00 pozostałe sprawne czołgi brygady w brawurowym ataku bez piechoty zaatakowały północną część Pogórza. Sukces wykorzystał 24 pp i wspólnie z czołgami opanował miejscowość i drogę do Obłuża.
Następnego dnia cztery pozostałe czołgi rozdzielone po dwa między 24 pp i 28 pp miały za zadanie całkowicie oczyścić teren z nieprzyjaciela aż do wybrzeża. Z powodu rozmokłego i grząskiego terenu czołgi wykonały manewr przejścia przez Pogórze - Stefanowo i z tej rubieży uderzyły na Babi Dół. Po dojściu na wysokość drogi, na Nowe Obłuże czołgi rozwinęły się równolegle do szosy i wyprzedzając piechotę uderzyły na miejscowość. Ok. godz. 11.00 czołgi i piechota dotarły nad brzeg morza, gdzie ostrzelano niemieckie okręty. Następnie ruszono w kierunku Oksywia po dotarciu, do którego zakończono walkę.
W tym miejscu 1 BPanc. w zasadzie zakończyła swój szlak bojowy.


Podsumowanie.

Trudno ocenić na ile udział brygady w walkach o Gdynię i Gdańsk miał być gestem polityczno - propagandowym potwierdzającym prawa Polski do tych ziem, a na ile rzeczywistym wzmocnieniem sił radzieckich. Ostatecznie takie propagandowe gesty wykonywane były na froncie wschodnim nie po raz pierwszy i zapewne nie po raz ostatni. Przykładem może tu być przesunięcie polskiej 1 DP, aby wzięła udział w wyzwalaniu prawobrzeżnej części stolicy, czy też umożliwienie 1 Korpusowi Czechosłowackiemu jako pierwszemu wejście do własnego kraju.
Z pewnością brygada była już pełnowartościową, doświadczoną jednostką nie gorszą niż podobne związki sowieckie.
Faktem jest, że z pewnością niezbyt cieszyło to dowódcę 1 AWP gen. Popławskiego, gdyż zabierano mu jedyną właściwie w składzie armii jednostkę pancerną mogącą bezpośrednio wspierać piechotę. Nie trzeba udowadniać jak bardzo przydałaby się w nadchodzących ciężkich bojach.

Brygada w omawianym okresie brała udział w walkach z przygotowanym, silnie umocnionym przeciwnikiem. Działania prowadzono zarówno w terenie "odkrytym" jak i zurbanizowanym, który jest wybitnie nie sprzyjający dla broni pancernej. Miejsca szczególnie ciężkich walk generujących straty to Dolina Janowska i Kępa Oksywska. Przeciwnik dysponował tutaj bronią pancerną, silną obroną ppanc, a także umocnieniami. Czy straty mogą być wykładnikiem zdolności bojowej jednostki ?
W pewnym sensie zapewne tak. Trzeba jednak przy tym wziąć pod uwagę takie elementy jak: teren w którym przyszło działać, obronę przeciwnika, ilość sprawnych czołgów, zadania stawiane przez piechotę, którą brygada wspierała i jej ilość. Nie zapominajmy, że dowódcy oddziałów piechoty z reguły dążą do oszczędzania krwi swoich żołnierzy właśnie kosztem czołgów. I to właśnie brak osłony pododdziałów pancernych przez piechotę często jest powodem strat tym bardziej w okresie wojny, gdzie wojska przeciwnika tak silnie nasycone były ręczną bronią przeciwpancerną. Dobrym przykładem są tu walki w Dolinie Janowskiej, gdzie przerzedzone kompanie radzieckich pułków piechoty nie potrafiły dać odpowiedniej osłony czołgom.

Tak więc w wypadku walk na Pomorzu Gdańskim to nie brak doświadczenia, złe wyszkolenie czy nawet błędna taktyka były powodem strat. Zresztą np. wobec walk w mieście trudno mówić o taktyce czy manewrze, teren sam w pewnym sensie wymusza kierunek natarcia. Brygada oprócz właściwie symbolicznych walk o Gdańsk była kierowana na ważne odcinki. Gdyby była uważana przez dowództwo radzieckie za jednostkę mało wartościową zostałaby zapewne odstawiona na "boczny tor". Warto może przypomnieć zniszczenie dużej kolumny niemieckiej (takie wschodnie Chamboise) czy przemarsz z Janowa do Łężyc uważany za najtrudniejszy w historii jednostki.
Uważam, że brygada w walkach o wyzwolenie Pomorza Gdańskiego może być uważany za solidny, dobrze wykonujący zadania oddział, a to, że swój szlak bojowy na ziemi polskiej kończy z czterema (lub tylko trzema) sprawnymi czołgam składam na karb specyfiki frontu wschodniego, zaciekłości walk i terenu w jakim przyszło jej działać.

Dowódca brygady pułkownik Malutin tak podsumował walkę:
"Brygada dobrze się biła. Mało nas zostało, ale te cztery czołgi mają tu wielkie znaczenie. Pomściły tych, którzy tu walczyli i ginęli w 1939 roku ...".

Relacje:
ppor. Z. Jankiewicz, d-ca czołgu (okolice Redy):
Niemal równocześnie z okrzykiem Zarychty ujrzałem na szosie kolumnę Niemców. Miałem załogę, na której mogłem polegać (...) Dałem kompanii sygnał rakietą: - Rób to, co ja ! - Nacisnąłem stopą lewe ramię kierowcy, co było umownym znakiem, najprostszym sygnałem zwrotu i zeszliśmy natychmiast z szosy. Przerzuciłem wieżę w prawo, prawie tak, jak się podrzuca broń do ramienia, i prawie na ślepo rąbnąłem przeciwpancernym, bo najłatwiej zapala. Czołgi, które szły za mną rozprysły się na boki, wyskakiwały do przodu bijąc z dział raz za razem i strzelając z karabinów maszynowych. Kluczyły, manewrowały, zmieniały pozycje ogniowe by lepiej móc razić wroga. Drzewa padały od naszych granatów, jak ścięte. Następnymi pociskami starałem się sięgnąć czoła kolumny, by zastopować jej ruch. Błyski ognia wylotowego, stuki opadających łusek, zapach prochu, oliwy, praca silnika, szum wentylatorów, widok popłochu wśród Niemców, wszystko to wprawiało nas w bojowe podniecenie. Biliśmy w nich jak w tarczę. W kolumnie niemieckiej były wielkie ciężarówki, ciągniki, były także i cysterny. Gdy je dojrzałem, przekazałem przez radio rozkaz: - Nie podchodzić do cystern ! - Bałem się o czołgi.

kpr. M. Matlęgiewicz, komp. rusznic ppanc. (Dolina Janowska):
Posuwaliśmy się w nocy, od zasłony do zasłony, od budynku do budynku. Dotarliśmy pod przykryciem ciemności chyba do centrum Janowa, na spory jakby plac, leżący na lewo od szosy. Na tym placu Niemcy pokazali co potrafią: otworzyli do nas huraganowy ogień z broni ręcznej. Pociski świetlne tworzyły jakby baldachim nad nami. Poczęła też bić artyleria, ale w tej sytuacji trafiała także w Niemców. Dalej posuwać się nie było można. Zaczęliśmy się wycofywać. Wpadłem do okopu, w którym nie wiadomo czemu stał ... motocykl. Na prawo od nas, trochę z tyłu paliły się czołgi. Widziałem Niemców przebiegających na tle płomieni. Ogarnęła ich w tym zamęcie panika. Właśnie wtedy w ciemności natrafiłem na bunkier. Gdy trochę się uspokoiło, podsunęliśmy się tu z kapralem Kulczyckim, Polakiem z Ukrainy (...). To nie taka łatwa sprawa taki bunkier, jak ten tu - mówiono potem, że to przedwojenny jeszcze, polski. Chwilę zastanawialiśmy się, jak dostać się do tego betonu. Kulczycki miał ochotę wrzucić granat przez wentylator. Chwilę naradzaliśmy się i wtedy w ciemnościach zobaczyliśmy trzech Niemców, którzy chcieli przedostać się do bunkra. Strzelaliśmy do nich z odległości może 10 metrów, jeden chyba przemknął się. Niewiele jednak tej nocy było widać, a wszystko działo się w minucie, gdy wpadliśmy z łącznikiem kapitana Pachuckiego do środka (...).
Rzuciłem granatem jak kamieniem, nawet nie wyrwałem zawleczki - dopiero zrobiłem to przy drugim. Jeden z erkaemistów widocznie przestraszył się tego pierwszego granatu i odskoczył do tyłu, drugi dostał kolejnym granatem, musiałem go mocno zranić, bo wołał potem "wasser"; leżał długo na przedpolu. Rzucałem raz za razem granaty - lewą ręką, razem może z piętnaście. Obok widziałem młodszego lejtnanta, który zrzucił płaszcz, zdjął mundur i ciskał granaty rozebrany do koszuli. Po drugiej stronie leżał jakiś Uzbek - granat niemiecki rozerwał się koło niego i ciężko go ranił. W naszym rowie na lewo ode mnie był jeden świetny radziecki cekaemista - niski, tęgi, jak przywarł do cekaemu to wyglądał jak przymurowany, strzelał nadzwyczajnie ! I oto nagle granat niemiecki rozrywa się - jakbym to widział w tej chwili - na chłodnicy cekaemu i tylko tarcza pancerna ratuje go od śmierci ... .

por. S. Frydrych, komp. tech. zab.(Dolina Janowska):
Powiedziane to było krótko i węzłowato, ale decyzja zaskoczyła mnie. Był przecież kapitan Turzionek, który zajmował się sprawą remontu i eksploatacji i rola ta należała do niego. Odczułem coś w rodzaju złości: dlaczego ja mam ciągnąć te czołgi, jeśli to nie moja rola ? Ale na froncie nie ma dyskusji. Przez moment poczułem, że zadanie przerasta moje możliwości, że nie dam rady. Może byłem pod wpływem reakcji tych załóg, które przed Wejherowem nie miały już czołgów i trochę się rozhartowały - na wieść o nowym przydziale bojowym. (...). Nasz ciągnik był już zdezelowany, palił dużo oleju i przy dużych obrotach z rur wydechowych dawał ogień, który w nocy było widać z daleka. (...). Nadchodziły decydujące chwile. W paru czołgach najważniejsze uszkodzenia już usunięto. Co pewien czas z niemiecką regularnością biła artyleria w stronę linii zajmowanych przez naszą i radziecką piechotę; pociski szły z gwizdem ponad ekipami remontowymi. (...). Ciągnik podchodzi do nieruchomej sylwetki czołgu, "smoluchy" zaczepiają linę holowniczą. Idzie ! Ciągnik teraz na pełnym gazie wyprowadza go na szosę. Teraz drugi. Z następnymi kłopot. Wezwano pomoc. Najpierw przybył jeden czołg, potem drugi. (...) Wreszcie przyszła kolej na ostatni. (...) Zaparł się w ziemi potężnie. Nasamprzód usiłował go ruszyć z miejsca ciągnik, potem dwa czołgi. Na próżno. (...).

sierż. A.Ciepły, mechanik - kierowca (Gdynia):
Nigdy naszego morza nie widziałem, a zdawałem sobie sprawę - mówiła to mapa - że dzieli mnie od brzegu jeden - dwa kilometry. Przeszedłem prawie dwa tysiące po to, żeby tu dotrzeć. Dojść i nie dać się zabić. Ale nie odczuwam już strachu, tyle walk już przeszedłem to już człowieka stępiło, będzie co będzie, wyżyję to dobrze, zginę - trudno i tak nie wierzyłem, że to przeżyję. Więc uwaga, dochodzę już dzisiejszą Czołgistów do głównej ulicy, od tunelu to przecież parę kroków. Zwrot w lewo. Słyszę spokojny głos Awchaczewa, jest gdzieś z lewej strony, przekazuje nam polecenie piechoty - idziemy tam gdzie ona nas wzywa, oni bez nas niewiele zrobią i my bez nich. Strzelamy do celów po przeciwnej stronie ulicy, potem przeskakujemy na drugą stronę, a sąsiedni czołg nas ubezpiecza. Teraz my strzelamy, a on idzie do przodu. Staram się stanąć za jakimś węgłem, żeby nie wejść pod bezpośredni strzał idący wzdłuż ulicy. Czasem pokonujemy zasieki - wtedy łamię kołki i "przydeptuję" druty. Chodzi o to żeby się nie wkręciły się w gąsienice. (...) Widać Niemców - po lewej stronie ulicy leżą zabici motocykliści. Mają jeszcze okulary na oczach pod hełmami lub na hełmach. Jeden ma jeszcze nogę opartą o siodełko; wyrwa w jezdni, pewnie pocisk ich zawadził lub dobra seria. (...) Szyby ze wszystkich okien i wszystkich domów leżą na ziemi, pobłyskują jak śnieg lub mika. Mnóstwo rzeczy na ulicach, chaos, wszystko jakby bez sensu, ale taka jest wojna. Strzelamy po oknach, po piwnicach. Strzela piechota, bijąc po stanowiskach kaemów i wyszukując "panzerfaustników". Bije do nas Kamienna Góra. Któryś z naszych czołgów rzuca wieżę do tyłu wskos i rąbie w odpowiedzi. Jakiś dom się pali przed nami, ominę go, czołg nie lubi pożaru. Walka jest nerwowa trochę chaotyczna. Piechota grupkami idzie pod ścianami domów i wali po domach po drugiej stronie ulicy. Strzelcy terkocąc z automatów, strzelając z karabinów przeskakują od bramy, do bramy zatarasowanymi workami z piaskiem. Dostałem z cekaemu w triplex, wymieniłem płytkę - mam ich kilka w metalwej skrzyneczce. Po chwili znów i jeszcze raz. Raz po raz uchylam klapkę blaszaną i wsuwam nową płytkę. Radiotelegrafista bije na wskos w okna po drugiej stronie ulicy; sypią się jakieś resztki nie wybitych dotychczas szyb. Dowódca strzela z działa wzdłuż ulicy, w stronę błyskającej ogniem barykady. (...) Zobaczyliśmy nagle, że na morzu poruszają się niewielkie motorówki, kutry czy ścigacze. Z powrotem do maszyn. Wszystkie nasze czołgi otworzyły ogień. Nasz też. I ja chciałem do nich strzelić, chociaż byłem tylko kierowcą. Należało mi się to po dwóch tysiącach kilometrów. Dowódca, który czuł przedemną respekt pozwolił. Siadłem na jego miejscu obok działa, wycelowałem i biorąc poprawkę rąbnąłem szrapnelem. Trudno powiedzieć kto trafił bo strzelaliśmy wszyscy, ale jedna łódź oberwała, a dwie uciekły. Z twarzą mokrą od potu i morskiej wody wyskoczyłem z czołgu. Hełmy i husteczki poszły w górę. Ściskaliśmy się, wariowaliśmy z radości. Rozejrzeliśmy się po placu - stał zupełnie nie uszkodzony opel - blitz w rodzaju naszego dzisiejszego żuka. Był w nim jeszcze kluczyk. Wsiadłem popatrzyłem na szybę, gdzie wyrysowany był schemat biegów przednich i wstecznego. Zapuściłem silnik i objechałem na dużym gazie cały plac i molo (...).

sierż. E. Cichocki, saper (Kępa Oksywska):
O czwartej idzie nasz zwiad. Zaobserwowaliśmy niemieckie stanowiska zamaskowanej artylerii - dział pancernych. Okazało się później, że były to stanowiska pozorowane i zamiast dział znajdowały się w nich atrapy. Przez pewien czas działa strzelały do tych fałszywych celów. W wypadzie zwiadowczym dostaliśmy nagle silny ogień - skryłem się w niemieckim schronie, ale nie uchroniło mnie to przed kontuzją. Dostałem ciężkiego krwotoku. "Łazikiem" pułkownika Malutina, który był z nami na linii odwieziono mnie do Gdyni. Dowództwo przejściowo nad moimi ludźmi przejął ktoś z moto - piechoty ... O trzeciej wezwano mnie z powrotem. - Krew nie krew, twoi ludzie poginęli, trzeba jechać - powiedział pułkownik, który zajechał na punkt opatrunkowy. Gdy wróciłem do lasu pod Dębogórzem, pod drzewem leżały trzy ciała. (...) Jeszcze nie ochłonąłem z tej śmierci, a tu - jak to na wojnie - nowa historia; dobrze, że choć odwróciła uwagę; nadchodzi nasz fryc z Gdańska - to jest ten, którego wzięliśmy z Pawliszką nad Wisłą. Diabli wiedzą jak się nazywał - wszyscy mówili "Fryc" - i kwita. Dostał wtedy w nocy kolbą po głowie, miał cholernik doczepione do dwóch karabinów maszynowych dwie dźwigienki na sznurkach, a sam siedział za drzewem we wnęku i drzemał. Jak pociągał za dźwigienki to strzelał raz z jednego, raz z drugiego - raz w ziemię, raz w niebo - jak popadło. Potem zatrzymaliśmy go u siebie, dostał mundur bez pasa, czapkę bez orzełka. Nosił nam na linię kawę w termosie; teraz tu pod Dębogórzem idzie między drzewami, taple się w błocie; huk nagle i straszny jego krzyk, myśleliśmy, że koniec z nim, ale to tylko odłamek pocisku trafił w termos i gorąca kawa poparzyła mu plecy (...).

sierż. P. Zarychta, mechanik - kierowca (Kępa Oksywska):
Zatrzymałem się. Z lewej widać było bunkry. W tym momencie wieża ustawiona była na prawy sektor strzału, bo tam biliśmy do zauważonych celów. I wtedy właśnie sto dwadzieścia metrów od nas z lewej pojawił się dymek - wyglądało to w pierwszej chwili tak, jakby ktoś leżący na ziemi nagle zetknął się z ogniem, jakby zapaliło się na nim ubranie. Ale wśród dymu, który wzbił się po tym świetlnym wybuchu, pojawił się błysk następny i oświetlił lufę znajdującą się tuż przy ziemi - może był to zakopany w ziemię czołg może działo. Podałem natychmiast kierunek i odległość. W tym momencie pierwszy czołg, który najgłębiej wdarł się do wsi, zapalił się. W mój poszedł ten kolejny strzał - pocisk odbił się rykoszetem od orła na wieży. Dowódca obracając ją błyskawicznie zakomenderował: - Do tyłu ! - i uderzył mnie nogą w plecy. Sprawa rozgrywa się w sekundach, cofając się za najbliższą zasłonę wystawiłem jednak na chwilę lewą burtę. Następny pocisk ześlizgnął się po pochyłej części naszego pancerza i uderzając od spodu w wystającą nad lewą burtę część wieży trafił w silnik, przerwał przewody wysokiego ciśnienia, podające paliwo od pompy paliwowej do cylindrów. Usłyszałem metaliczny stuk. Gdy wrzuciłem drugi bieg do przodu, silnik zgasł. Przerzuciłem na jedynkę - dał trochę obrotów. Włączyłem znów dwójkę. Paliliśmy się. Trudno teraz powiedzieć co człowiek czuje w takim momencie. Na nafosforyzowanych przyrządach kontrolnych widać było brak ciśnienia, termometry wskazywały maksymalną temperaturę, strzałki stały na skrajnych prawych pozycjach. Spojrzałem pod nogi, miałem pełno oleju pod stopami. Silnik pracował już zupełnie na "sucho". Później okazało się, że niemiecki pocisk podkalibrowy przykleił się do bloku cylindra; nie wgniótł go, ale od niego zapaliło się paliwo tłoczone przez pompę. W lesie wyskoczyliśmy z wozu i gaśnicą oraz płachtami brezentowymi, i ugasiliśmy pożar (...).

Plut. M. Gosz, radiotelegrafista (Kępa Oksywska):
Wspaniały widok, piękna pogoda, na niebie słońce, płyną białe obłoki, a morze błękitne przed nami. Wszystkie czołgi oddały salut honorowy w stronę morza. Gdzieniegdzie na brzegu resztki własowców i Niemców, ale nie stawiją oporu. Wyszliśmy z czołgów, wiwatowaliśmy.


Bibliografia:
K. Przytocki - "Warszawska Pancerna"
Z. Flisowski - "Pomorze reportaż z pola walki"
B. Dolata - " Wyzwolenie Polski 1944 - 1945"
E. Jadziak - "Walki 1 BPanc. im. Bohaterów Westerplatte w rejonie Gdyni i Gdańska"
K. Kaczmarek - "Polskie Wojsko na Wschodzie 1943 - 1945 od Mierei do Łaby"
E. Kosiarz - "Wyzwolenie Polski Północnej"


powrót do strony głównej


© copyright 2009, "bastion44"
Design by Scypion