Nr ISSN 2082-7431
Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie.
315 Dywizjon Myśliwski "Dębliński".








315 Dywizjon Myśliwski "Dębliński".


Formowanie i szkolenie.
(Styczeń-lipiec 1941)

315. Dywizjon Myśliwski utworzony został na podstawie rozkazu brytyjskiego Ministerstwa Lotnictwa z dnia 6 stycznia 1941 roku. 8 stycznia Generalny Inspektor Polskich Sił Powietrznych (PSP) gen. Ujejski wyznaczył na stanowisko dowódcy S/Ldr Stanisława Pietraszkiewicza, który podobnie jak większość pilotów jednostki wywodził się z przedwojennego Centrum Wyszkolenia Lotnictwa (CWL) w Dęblinie.
Z tego właśnie względu Dywizjon otrzymał przydomek "Dębliński". Ponadto na cześć dowódcy, za odznakę przyjęto odznakę przedwojennej 112. Eskadry Myśliwskiej (walczącego koguta na trójkątnym tle), której dowódcą w latach 1934-1937 był S/Ldr Pietraszkiewicz. Samoloty dywizjonu nosiły litery kodowe "PK", przez to często na pilotów jednostki mówiono "Kolejarze" jako skojarzenie ze skrótem Polskich Kolei Państwowych (PKP). Znakiem wyróżniającym pilotów tej jednostki były niebieski szaliki.

Za oficjalny dzień sformowania Dywizjonu przyjmuje się 21 stycznia 1941 roku, kiedy do bazy RAF Acklington przybył S/Ldr Pietraszkiewicz w towarzystwie dwóch innych oficerów. 25 stycznia do Acklington przybył S/Ldr Humphrey Desmond Cook, jako brytyjski dowódca jednostki, a razem z nim F/Lt Thomas Humphrey Davy i F/Lt Allen Laird Edy jako dowódcy Eskadr.
W początkowym okresie formowania polskich dywizjonów na ziemiach brytyjskich polscy dowódcy byli dublowani przez oficerów RAF. 3 lutego "Kolejarze" otrzymali swojego pierwszego Hurricane'a Mk. I. Pierwsze loty wykonano 8 lutego.
Wkrótce "Kolejarze" otrzymali kolejne 4 maszyny, jednak ich stan (podobnie jak pierwszej) pozostawiał wiele do życzenia. Baza Acklington znajdowała się w 13. Grupie Myśliwskiej na północno- wschodnim wybrzeżu. Był to obszar tyłowy, gdzie zwykle kierowano dywizjony myśliwskie na odpoczynek po służbie w pierwszej linii, lub formowano tu nowe jednostki.
Nie powinien więc dziwić fakt, że do jednostek, które można by uznać za "tyłowe" kierowano do celów szkoleniowych sprzęt już zużyty.

Stan maszyn nie był jedyną zmorą dowódcy, który chciał stworzyć dobrze wyszkoloną zgraną jednostkę. Narodziny dywizjonu przypadły na środek "angielskiej" zimy. Nieutwardzona część lotniska była podmokła i grząska i nie nadawała się do kołowania, czy lądowań.
Jedyny pas betonowy skierowany był niezgodnie z naturalnym kierunkiem wiatrów co utrudniało starty i lądowania. Ponadto w tym czasie lotnisko było rozbudowywane o kolejne pasy, co stwarzało niebezpieczeństwo dla operacji lotniczych przez obecność ludzi i sprzętu.

W połowie lutego intensywne opady śniegu całkowicie uziemiły dywizjon, ale do tego czasu udało się wykonać 40 lotów. 7 marca w bazie RAF Acklington nastąpiło uroczyste podniesienie polskich flag, połączone z defiladą polskiego personelu. Po części oficjalnej nastąpiła sowicie zakrapiana zabawa.
11 marca "Kolejarze" otrzymali rozkaz przeniesienia do bazy RAF Speke, w pobliżu Liverpoolu. Choć z punktu widzenia aklimatyzacji i prowadzenia operacji lotniczych piloci mogli chłodno wspominać czas spędzony w Acklington, to na pewno ciepło wspominali przychylnego im dowódcę bazy W/Cdr H Pringle'a. W dowód uznania jemu i S/Ldr Mac-Kay'owi personel Dywizjonu 315. podarował oprawione polskie odznaki lotnicze.
Rzut powietrzny ruszył na nowe lotnisko 13 marca. Przebazowanie zakończyło się 15 marca, zaś 3 dni później, po reorganizacji 315. Dywizjon Myśliwski "Dębliński" uznano za operacyjny. "Dębliniacy" byli 10 dywizjonem PSP (ogółem) utworzonym w Wielkiej Brytanii i 5 myśliwskim.

Skład jednostki przedstawiał się następująco:

S/Ldr Stanisław Pietraszkiewicz - dowódca Dywizjonu;
S/Ldr Humphrey Desmond Cook - brytyjski dowódca Dywizjonu;
F/Lt Władysław Szczęśniewski - dowódca Eskadry "A";
F/Lt Thomas Humphrey Davy - brytyjski dowódca Eskadry "A";
F/Lt Władysław Szulkowski - dowódca Eskadry "B";
F/Lt Allen Laird Edy - brytyjski dowódca Eskadry "B";
F/O Stanisław Luranc - Oficer Techniczny.

Piloci: F/O Zbigniew Czaykowski, F/O Bernard Groszewski, F/O Marian Pisarek, F/O Kazimierz Woliński, P/O Józef Czachowski, P/O Jerzy Czerniak, P/O Eugeniusz Fiedorczuk, P/O Władysław Grudziński, P/O Tadeusz Hoyden, P/O Franciszek Kornicki, P/O Marian Łukaszewicz, P/O Włodzimierz Miksa, P/O Tadeusz Nowak, Sgt Jan Adamiak, Sgt Józef Kania, Sgt Jan Kowalski, Sgt Tadeusz Krieger, Sgt Edward Paterek, Sgt Marek Słoński-Ostoja, Sgt Bolesław Turzański, Sgt Piotr Zaniewski.

Po osiągnięciu gotowości operacyjnej "Dębliniacy" rozpoczęli loty patrolowe i w osłonie konwojów na Morzu Irlandzkim, w międzyczasie wciąż wykonując loty treningowe. 27 marca okazał się być "czarnym dniem" Dywizjonu 315. Tego dnia 6 maszyn Eskadry "B" pod dowództwem F/Lt Szulkowskiego wystartowało na lot treningowy nad grubą warstwą chmur.
Krótko po starcie Sgt Zaniewski musiał wracać na lotnisko i lądować ze względu na wysoką temperaturę oleju w jego Hurricane'nie. Pozostałe maszyny kontynuowały lot, kiedy z Ops (Operations Room) otrzymały rozkaz przechwycenia niezidentyfikowanego samolotu.
Lot treningowy stał się operacyjny. Kontroler wydawał kolejne zmiany kursów, nie zainteresowawszy się ilością paliwa pozostałą w samolotach. Kiedy zorientowano się w tym niedopatrzeniu sytuacja była już poważna.
Do kontroli lotów wezwany został P/O Kornicki, który po polsku miał się porozumieć z pilotami. Wskazał im kierunek i nakazał zejście pod chmury, a także podanie ilości paliwa w zbiornikach.

Nie wszyscy odpowiedzieli. W powietrzu zderzyły się samoloty F/Lt Szulkowskiego i Sgt Paterka. Obie maszyny piką wpadły do wody grzebiąc w morzu obu pilotów. F/O Woliński z braku paliwa zmuszony był wodować w pobliżu przepływającego okrętu. Choć początkowo po zderzeniu z wodą zacięła się kabina w jego Hurricane'nie, to ostatecznie udało mu się wydostać i został szybko wyłowiony.
Mniej szczęścia miał P/O Hoyden. W jego maszynie prawdopodobnie również skończyło się paliwo i samolot wpadł do morza. Pilota nigdy nie odnaleziono. Jedynie P/O Fiedorczuk zdołał dociągnąć do bazy i wylądować. To wydarzenie mocno podkopało zaufanie pilotów do kontrolerów ze Speke. Dowódcą Eskadry "B" został F/O Bronisław Mickiewicz.


Na zdjęciu: Jeden z Hurricaneów Dywizjonu. 25 kwietnia 1941 r. Domena publiczna.

W maju piloci rozpoczęli szkolenie w lotach nocnych, jednocześnie pełniąc regularną służbę dzienną. Podczas jednego z lotów, 24 maja, para F/O Mickiewicz i P/O Fiedorczuk została skierowana do przechwycenia Junkersa Ju-88 zbliżającego się do Chester. Mimo licznych podejść i wystrzelania całej amunicji pilotom nie udało się strącić Niemca.
Ostatecznie zadanie zostało jednak wykonane, gdyż Niemiec zrezygnował z bombardowania i uciekł w chmury. Choć pilotom nie zaliczono nawet uszkodzenia wrogiej maszyny, to starli się oni najprawdopodobniej z Ju-88 z jednostki II./KG 77, który na skutek otrzymanych uszkodzeń lądował bez podwozia we Francji.
30 czerwca Polacy urządzili imprezę pożegnalną dla brytyjskiego personelu, który pomagał tworzyć jednostkę. Następnego dnia S/Ldr Pietraszkiewicz objął samodzielne dowództwo, zaś wyspiarze udali się do nowych jednostek.
W przypadku F/Lt Edy'ego rozłąka z Polakami nie trwała długo. 10 lipca z Dywizjonu 457. wypożyczono Spitfire Mk. I, aby rozpocząć przygotowanie do przezbrojenia "Kolejarzy" na ten typ. Razem z samolotem, w charakterze instruktora przybył... F/Lt Edy.

13 lipca Dywizjon 315. zamienił się miejscami z Dywizjonem 303. i przeniósł się do Northolt wchodząc tym samym w skład 1. Polskiego Skrzydła Myśliwskiego (PSM). W Northolt na "Kolejarzy" czekały pozostawione przez "Kościuszkowców" Spitfire'y Mk. II. Rozpoczęło się szkolenie na nowym typie maszyn.

W 1. Polskim Skrzydle Myśliwskim
(Lipiec 1941 - marzec 1942).

Skrzydło myśliwskie było związkiem operacyjnym składającym się z kilku (najczęściej 3) dywizjonów myśliwskich. Historia 1. PSM zasługuje na oddzielne opracowanie. Na potrzeby opisu dziejów Dywizjonu 315., wystarczy tylko wspomnieć, że powstało ono w bazie RAF Northolt na przełomie marca i kwietnia 1941 roku.
Przedrostek "Polskie" skrzydło miało tylko w dokumentach polskich, bowiem dla dowództwa RAF było to po prostu "Northolt Wing", składające się z dywizjonów stacjonujących na tym lotnisku: polskich 303 "Kościuszkowskego" i 306 "Toruńskiego" oraz brytyjskiego 601.
Nie zastosowano w tym wypadku również dublowania stanowisk przez polskich pilotów i wyłącznym (przynajmniej oficjalnie) dowódcą był oficer brytyjski, początkowo W/Cdr Graham Manton, a po jego strąceniu, dobrze znany Polakom (dawny dowódca eskadry w Dywizjonie 303.) W/Cdr John Kent, zwany przez naszych rodaków "Kentowski".
W rzeczywistości Polacy wystawili swojego oficera, który miał pomagać dowódcy brytyjskiemu. Początkowo był to S/Ldr Witold Urbanowicz, zastąpiony przez W/Cdr Piotra Łagunę, a po jego śmierci, przez W/Cdr Tadeusza Rolskiego.

W maju z Northolt odchodzi Dywizjon 601. i Skrzydło (choć w składzie zaledwie dwóch dywizjonów) staje się "polskie", choć nadal pod brytyjskim (w przypadku W/Cdr Kenta powinno się raczej powiedzieć kanadyjskim) dowództwem. W czerwcu do Northolt przeniesiony zostaje Dywizjon 308. "Krakowski" i skrzydło uzyskuje etatowy stan.
W lipcu jak już wspomniano do Northolt przybywa Dywizjon 315., zaś 1 sierpnia samodzielne dowództwo nad 1. Polskim Skrzydłem Myśliwskim obejmuje W/Cdr Tadeusz Rolski stając się tym samym pierwszym w historii RAF dowódcą skrzydła z poza wspólnoty.
Po przeprowadzce do Northolt i wejściu w skład 1. PSM zmienił się charakter zadań kolejarzy. Z początkiem 1941 roku Brytyjczycy rozpoczęli loty ofensywne nad Europę. Były to loty na swobodne wymiatanie (operacje "Rodeo") lub loty w osłonie wypraw bombowych wykonywane siłami dywizjonu lub całego skrzydła ("Circus" lub "Ramrod").
Ponieważ wyzwania i niebezpieczeństwa były zupełnie inne niż w wypadku lotów patrolowych i osłonowych wykonywanych w Speke, piloci Dywizjonu 315. początkowo wykonywali loty zapoznawcze w szeregach pozostałych dywizjonów skrzydła (306. i 308.). 24 lipca podczas takiego lotu (operacja "Circus 61"), będąc gościem w Dywizjonie 308., został zestrzelony i zginął P/O Czachowski. 31 lipca Dywizjon w końcu wykonał lot operacyjny z Northolt jako cała jednostka. 12 pilotów poprowadził S/Ldr Pietraszkiewicz, a zadaniem był patrol nad Dover. Do spotkania z wrogiem nie doszło.


Na zdjęciu: W/Cdr Piotr Łaguna. Od maja 1941 r. dowódca 1 Polskiego Skrzydła Myśliwskiego. Domena publiczna.

5 sierpnia "Kolejarze" po raz pierwszy mieli wziąć udział w operacji siłą całego skrzydła. Zadanie "Circus 66" polegać miało na osłonie 6 bombowców Blenheim, atakujących lotnisko Saint-Omer. Poza skrzydłem Northolt, do osłony przewidziano jeszcze brytyjskie skrzydło z North Weald, a nad samym celem dodatkowe 3 dywizjony myśliwskie.
Razem około 96 myśliwców miało stanowić osłonę zaledwie 6 bombowców. Mogłoby się to wydawać przesadą, jednak głównym celem operacji "Circus" nie było zbombardowanie/zniszczenie wyznaczonego celu na ziemi. Operacje te kierowane były w rejony największego nasycenia wrogim lotnictwem myśliwskim i to właśnie wciągnięcie w walkę powietrzną niemieckich myśliwców było właściwym celem operacji.
Kiedy część myśliwców faktycznie osłaniała bombowce (niekiedy wręcz "przyklejając" się do nich), pozostałe mając większą swobodę manewru mogły atakować wrogie formacje bez oglądania się na bombowce. Ostatecznie Operacja "Circus 66" trwała zaledwie 30 minut, gdyż warunki pogodowe nad kontynentem uniemożliwiały wykonanie zadania i misja została odwołana.

7 sierpnia dowództwo postanowiło ponowić operację nad St-Omer, tym razem jednak 1. PSM wyznaczono zadanie dywersyjne polegające na wymiataniu w rejonie na północ od St-Omer. Dywizjon prowadził dowódca całego Skrzydła W/Cdr Rolski. Choć napotkano nieprzyjacielski myśliwiec, to jednak nie udało się go strącić. Mimo to S/Ldr Pietraszkiewicz wyraził zadowolenie z tego jak jego podkomendni spisali się w tym locie wykazując opanowanie i dobrą komunikację.
9 sierpnia podczas operacji "Circus 68" (nalot na zakłady chemiczne w Gosnay) Skrzydło Northolt otrzymało zadanie odciągnięcia Niemców poprzez wykonanie wymiatanie w rejonie St-Omer. Będąc nad celem lecący z Dywizjonem 308. W/Cdr Rolski spostrzegł poniżej 13 niemieckich myśliwców. Wydał polecenie, aby lecące najniżej skrzydła Dywizjony 308. i 315. wykonały atak.
S/Ldr Pietraszkiewicz wydał polecenie sekcji "Yellow" (4 samoloty dowodzone przez F/Lt Mickiewicza) zaatakować przeciwnika, podczas kiedy sam z resztą dywizjonu utworzył nad nimi krąg ochronny.

Bilans walki przedstawiał się następująco: 1 zestrzelenie pewne (F/Lt Mickiewicz - jednocześnie pierwsze zestrzelenie dla Dywizjonu), 1 zestrzelenie prawdopodobne (Sgt Malczewski) i 2 uszkodzenia (P/O Fiedorczuk i P/O Gil). Po skończonej walce Dywizjonowi nie udało się zebrać w całość i pojedynczo lub parami wracali do Anglii.
Ciągnąc na resztkach paliwa wielu musiało lądować na pierwszym napotkanym lotnisku w celu zatankowania. P/O Fiedorczuk i Sgt Jaworski nie odnaleźli na czas lotnisk i lądowali w terenie przygodnym uszkadzając swoje maszyny. Znalazło to odzwierciedlenie w krytycznej relacji S/Ldr Pietraszkiewicza złożonej w kronice Dywizjonu, który doceniając moment ataku i osłonę, skrytykował pilotów za nieznajomość terenu i rozmieszczenia własnych lotnisk. P/O Fiedorczuk mimo sprzeciwu przybyłego z paliwem mechanika, wykonał start z pola na uszkodzonej maszynie i finalnie doleciał do Northolt.
Jednak dzień się jeszcze nie skończył. Parę godzin później Skrzydło ponownie zostało wysłane na wymiatanie w tym samym rejonie. Po przekroczeniu brzegu francuskiego, stacja naziemna w Northolt nadała ostrzeżenie, że w pobliżu Boulogne znajdują się maszyny wroga. Kiedy je dostrzeżono W/Cdr Rolski wydał Dywizjonowi 315. rozkaz do ataku.
Podczas walk pojedynczych pilotów odniesiono kolejne tego dnia zwycięstwa. F/Lt Mickiewicz zaliczył drugie tego dnia zwycięstwo pewne, S/Ldr Pietraszkiewicz i F/Lt Szczęśniewski po jednym prawdopodobnym, a P/O Gil jedno uszkodzenie.
Tym razem jednak nie obyło się bez ofiar. Osłaniając swoich kolegów zginęli F/O Czerniak i Sgt Niewiara.


Na zdjęciu: Franciszek Kornicki. Domena publiczna.

10 sierpnia "Dębliniacy" wzięli udział w dwóch lotach. Pierwszym był lot razem z całym skrzydłem oznaczony kryptonimem "Roadstead", w osłonie bombowców atakujących żeglugę. Do spotkania z wrogiem nie doszło.
Drugi lot o kryptonimie "Rhubarb" wykonać miał Dywizjon indywidualnie nad okupowaną Francją. Podczas uzupełniania paliwa na wysuniętym lotnisku Hawking, piloci otrzymali rozkaz odwołujący misję. Lotnisko Hawkinge było jednym z lotnisk położonych nad samym kanałem La Manche.
W początkowym okresie brytyjskiej ofensywy lotniczej nad kontynent myśliwce Spitfire i Hurricane miały bardzo mały zasięg. Odwróciły się role z lata 1940 roku kiedy niemieccy piloci musieli bacznie obserwować wskaźniki paliwa w swoich Messerschmittach, aby starczyło im paliwa na powrót na drugą stronę kanału. Przed lotem na kontynent, dywizjony RAF zatrzymywały się na wysuniętych lotniskach w celu uzupełnienia paliwa. Do momentu lądowania wojsk sprzymierzonych we Francji w 1944 roku, lotniska takie jak Hawkinge okazały się także ratunkiem dla lotników wracających z misji na resztkach paliwa, lub w mocno uszkodzonych maszynach z rannymi na pokładzie.

14 sierpnia 1. PSM zostało wyznaczone do operacji "Circus 73". Choć głównym zadaniem operacji była fabryka amunicji w Marquise, to zadanie wyznaczone Polakom, polegało na odłączeniu się od głównej formacji i wykonaniu swobodnego wymiatania w okolicach Saint-Omer. Skrzydło tego dnia prowadził dowodzący Dywizjonem 308. S/Ldr Pisarek i to jego dywizjon znajdował się najniżej.
Dywizjon 315. znajdował się po środku, zaś na samej górze znajdował się Dywizjon 306. W okolicy Andres S/Ldr Pisarek spostrzegł poniżej 30 Me-109, które właśnie przebiły się przez chmury i nie spostrzegły jeszcze Polaków.
Prowadzący Skrzydło wydał rozkaz aby na przeciwnika uderzyły znajdujące się najniżej Dywizjony 308. i 315., podczas kiedy 306. stanowić miał górną osłonę. Atak okazał się całkowitym zaskoczeniem dla Niemców, którzy rozpierzchli się w nieładzie. Po kilku minutach było po wszystkim. Dywizjony przemieszały się i maszyny w mniejszych grupkach wracały do Anglii.

Bitwa okazała się wielkim zwycięstwem Polaków. W sumie Skrzydło strąciło 14-2-3 maszyn wroga (14 pewnych, 2 prawdopodobne, 3 uszkodzone), z czego 8-1-1 przypadło Dywizjonowi 315., który z tego starcia wyszedł bez strat.
Sukces ten na pewno nie byłby możliwy gdyby nie ogromne poświęcenie pilotów Dywizjonu 306., bowiem kiedy 308. i 315. walczyły z Messerschmittami na dole, od góry zaatakowała grupa około 30 Niemców. "Toruniacy" pod wodzą S/Ldr Zaremby związali ich walką i skutecznie osłonili swoich kolegów. Choć udało im się strącić dwie maszyny wroga, to okupili to stratą 3 poległych kolegów. Jednym z nich był dowódca Dywizjonu 306. S/Ldr Zaremba.

Bilans walki z 14 sierpnia był z pewnością na korzyść sprzymierzonych więc listy gratulacyjne spływały do dowódcy Skrzydła W/Cdr Rolskiego. Podkreślano w nim ogromny sukces Dywizjonu 315.: 8 zwycięstw bez strat. Indywidualne wyniki przedstawiały się następująco:

2-0-0: P/O Grudziński.
1-1-0: F/Lt Szcześniewski.
1-0-1 Sgt Chudek.
1-0-0 F/O Falkowski, P/O Gil, Sgt Cwynar, Sgt Krieger.

Na cześć tego zwycięstwa dzień 14 sierpnia stał się oficjalnym Świętem Dywizjonu. Dwa dni później 1. PSM miało okazję wziąć odwet za poległych kolegów. Tego dnia miały miejsce dwie operacje: "Circus 74" i "Circus 75". Podczas pierwszej z nich, w okolicy Samer napotkano grupę około 15 Niemców. Zaatakował ją Dywizjon 306. strącając 6 z nich, tracąc jednego pilota, który musiał lądować na terenie zajętym przez wroga. Dywizjony 308. i 315. osłaniały kolegów, studząc zapał Niemców, którzy chcieli się włączyć do walki.
Podczas drugiej operacji tego dnia ("Circus 75") nad Francją, na skutek awarii radia, od Skrzydła oddzielił się dowódca Dywizjonu 315. S/Ldr Pietraszkiewicz. Kiedy próbował odnaleźć kolegów natrafił na inne Skrzydło RAF, ale i z nim po chwili stracił kontakt.
Pilot postanowił więc skierować się z powrotem do Anglii. W dole spostrzegł formację, którą początkowo wziął za dywizjon Spitfireów. Zanurkował w ich kierunku, ale w miarę zbliżania się do nich zorientował się, że są to w rzeczywistości Messerschmitty. Niemcy nie zauważyli go, więc S/Ldr Pietraszkiewicz wykorzystał przewagę wysokości i szybkości i zestrzelił jedną maszynę, po czym nie wdając się w nierówną walkę oddalił się w stronę białych klifów Dover i wylądował bezpiecznie w Northolt.

19 sierpnia Dywizjon 315. razem z całym 1. PSM wziął udział w bardzo nietypowej misji "Circus 81". Polegała ona na osłonie 6 bombowców Blenheim kierujących się na elektrownię w Gosnay. O ile 5 maszyn miało na pokładzie bomby, o tyle ostatnia maszyna, w luku przenosiła zasobnik, w którym znajdowała się... proteza nogi. Maszyna Sgt. Nickelsona wykonywała Operację "Noga", której zadaniem było zrzucenie nad wrogim lotniskiem protezy nogi dla przebywającego w niewoli legendarnego W/Cdr Douglasa Badera.
Zaraz po przekroczeniu francuskiego brzegu, 1. PSM zostało zaatakowane przez Messerschmitt'y. Niemcy atakowali i szybko odskakiwali nie wdając się w walkę. Tylko F/Lt Skalski z Dywizjonu 306. zaliczył jedno pewne zestrzelenie. Skrzydło wróciło do Anglii prawie bez strat. Prawie, gdyż ranny w walce F/O Groszewski musiał przymusowo lądować w okolicy Dover na postrzelanej maszynie. Pilot uszedł z życiem, ale samolot został rozbity.

Więcej szczęścia Polacy mieli podczas drugiej tego dnia operacji "Circus 82", kiedy to stanowili górną osłonę wyprawy bombowej na węzeł kolejowy Hazebrouck. W okolicach Dunkierki doszło do spotkania z wrogiem. 4 Niemców zaatakowało z góry "Kolejarzy", na szczęście niecelnie. Za uchodzącym przeciwnikiem ruszył klucz dowodzony przez F/O Falkowskiego. Po krótkiej walce po jednym pewnym zwycięstwie na swoje konto zapisali F/O Falkowski, F/O Nowak i Sgt Blok.
Już dwa dni później, 21 sierpnia na konto Dywizjonu 315. zapisano kolejne pewne zestrzelenie. Podczas operacji "Circus 84", łupem F/O Falkowskiego pada Me-109. Kolejnych kilka dni przyniosło trochę odpoczynku od lotów operacyjnych dla większości pilotów. 24 sierpnia 5 maszyn wykonało lot na wymiatanie, ale do spotkania z wrogiem nie doszło. Do działań siłą całego dywizjonu powrócono 26 sierpnia, ale i tym razem Niemców w powietrzu nie napotkano.
27 sierpnia 1. PSM wystartowało jako osłona bombowców w ramach operacji "Circus 85". Myśliwcom nie udało się jednak spotkać z bombowcami. Bombowce nie spotkawszy osłony zawróciły do bazy, zaś myśliwcy przekonani że bombowce ruszyły bez osłony, patrolowały wybrzeże francuskie w okolicach Calais.
"Dębliniacy" nie napotkali wroga, ale w drodze powrotnej piloci dostrzegli wodującego w kanale Spitfire'a. Nadano komunikat przez radio, aby pilota wyciągnęły łodzie patrolowe i nad rozbitkiem zaczęła krążyć para F/Lt Scześniewski i Sgt Krieger.

Jednocześnie do najbliższej bazy skierowała się druga para F/O Nowak i P/O Fiedorczuk, którzy po uzupełnieniu paliwa wrócili nad kanał i zluzowali kolegów osłaniających rozbitka. Choć "Kolejarze" nie dopisali tego dnia na konto kolejnego Niemca, to z pewnością satysfakcja z pomocy w uratowaniu kolegi była nie mniejsza.
Bardziej dramatyczny przebieg ta operacja miała dla Dywizjonu 306. "Toruńskiego". Został on zaatakowany przez Messerschmitty, a jedynym który widział zbliżających się Niemców był P/O Radomski. Niestety w jego Spitfire'rze zawiodło radio i nie mógł on zaalarmować kolegów. Zdecydował się zatem sam zaatakować 3 przeciwników, aby ratować resztę dywizjonu. O jego zmaganiach nie wiedział nikt.
W walce kołowej pilot otrzymał bezpośrednie trafienie z działka, które praktycznie oderwało mu lewą rękę. Będąc pod wpływem adrenaliny pilot w pierwszej chwili nawet się o tym nie zorientował. Dotarło to do niego dopiero, kiedy próbował się nią posłużyć (pilotowanie odbywa się zwykle prawą ręką, zaś lewa służy do obsługi przyrządów takich jak klapy, radio czy przepustnica). P/O Radomskiemu udało się uciec przeciwnikowi i skierował się w stronę Anglii.
Osłabiony na skutek utraty krwi lądował na pierwszym napotkanym polu zaraz po przekroczeniu brzegu. Nieprzytomnego pilota z samolotu wyciągnęli cywile z Home Guard i zawieźli do szpitala. Ręki nie udało się uratować. Za swój czyn P/O Radomski został odznaczony Virtutti Militari, ale mimo podejmowanych prób nie udało mu się już powrócić do latania.

Dzięki niesprzyjającej pogodzie 28 sierpnia był dniem odpoczynku dla Skrzydła z Northolt. Niestety już dzień później Dywizjon 315. razem z całym skrzydłem znów musiał ruszyć do akcji. Po raz kolejny celem operacji ("Circus 88") była osłona bombowców udający się na Hazebrouck.
Tym razem udało się skompletować całą formację, która ruszyła na cel. W tym momencie w maszynie S/Ldr Pietraszkiewicza drastycznie spadło ciśnienie oleju, co groziło zatarciem maszyny. Zdał on dowodzenie F/Lt Mickiewiczowi i skierował się na lotnisko Hawkinge. Informacja nie dotarła, lub nie została zrozumiana przez pilotów z klucza prowadzonego przez dowódcę dywizjonu i cała trójka ruszyła za nim.
Kiedy zorientowali się, że ich prowadzący szuka miejsca do lądowania zawrócili aby dołączyć do reszty skrzydła. P/O Miksa i Sgt Adamiak nie odnaleźli kolegów i wrócili do Northolt. Sgt Chudek zaś dołączył do lecącego najniżej formacji Dywizjonu 306. W ten sposób Dywizjon 315. leciał w osłabionym składzie 8 maszyn. Nad Hazebrouck "Kolejarze" dostrzegli lecące poniżej Me-109 i uderzyli na nie.

W tym samym momencie z góry zaatakowała inna grupa Niemców. Skrzydło wdało się walkę, która rozbiła się na serię indywidualnych potyczek, w której często atakujący zamieniał się w atakowanego. Po walce Skrzydło nie zebrało się już w całość i maszyny wracały pojedynczo na drugi brzeg kanału. Skrzydło strąciło tego dnia 3 samoloty pewne i uszkodziło kolejne 4.
2 pewne zwycięstwa zapisał na swoje konto Sgt Chudek, który przelatując nad francuskim wybrzeżem został trafiony w udo ogniem obrony przeciwlotniczej. Wylądował w Wattisham, ale jego maszyna nie nadawała się do dalszej podróży, więc do Northolt poleciał innym samolotem.
Oprócz Sgt Chudka, uszkodzenie wrogiej maszyny zaliczył F/O Woliński. Zwycięstwa tego dnia Skrzydło okupiło jednak bolesnymi stratami. Polegli S/Ldr Słoński (dowódca Dywizjonu 306.) i P/O Jerzy Bettcher (pilot Dywizjonu 308.). Do niewoli zaś trafił F/Lt Mickiewicz z Dywizjonu 315., który przymusowo lądował we Francji.
Co ciekawe, po wylądowaniu w Hawkinge S/Ldr Pietraszkiewicz zauważył, że ciśnienie oleju w jego maszynie wzrosło do normalnego poziomu. Wystartował zatem i wykonał samodzielne wymiatanie w rejonie St-Omer, poczym powrócił do Anglii. Dowodzenie Eskadrą B, po strąconym F/Lt Mickiewiczu przejął F/Lt Czaykowski.

30 sierpnia z wykładem na temat sytuacji w ZSRR przybył do Northolt gen. Marian Januszajtis-Żegota, aresztowany przez NKWD we Lwowie w listopadzie 1939 i zwolniony na mocy traktatu Sikorski-Majski.
W sierpniu Dywizjon 315. był drugą, a 306. trzecią najskuteczniejszą jednostką myśliwską RAF. Co ciekawe pierwsze miejsce zajął dywizjon australijski (452.), a Anglicy musieli się zadowolić dopiero czwartym miejscem. Trzeci z polskich dywizjonów myśliwskich 1. PSM, Dywizjon 308. zajął 6. miejsce.

Wrześniowa pogoda nie sprzyjała lotom operacyjnym, których w okresie od 31 sierpnia do 15 września wykonano zaledwie dwa. Dywizjon 315. nie starł się podczas nich z wrogiem. Czas ten wykorzystano na przezbrojenie jednostki w nowe Spitfire'y Mk. V.
16 września Skrzydło Northolt otrzymało rozkaz wykonania wymiatania nad Francją razem ze Skrzydłem Kenley. Dla Dywizjonu 315. lot rozpoczął się tragicznie. "Kolejarze" startowali całą dwunastką rozciągnięci na całej szerokości lotniska. Znajdującemu się najbardziej po lewej Sgt Adamiakowi zabrakło miejsca i jego Spitfire wpadł na czterech ochotników Home Guard, ćwiczących na lotnisku obsługę karabinu maszynowego.
W samolocie Sgt Adamiaka złamało się podwozie i choć pilot wyszedł bez szwanku, to śmierć ponosiło dwóch ochotników, zaś pozostali dwaj odnieśli rany. Dywizjon jednak musiał kontynuować zadanie. W zastępstwie za Sgt Adamiaka wystartował Sgt Matus, ale nie zdołał dogonić kolegów i powrócił na lotnisko. Znad Dover powrócił również P/O Andersz, w którego Spitfire'rze podniosła się temperatura oleju.

W rejonie St-Omer doszło do spotkania z wrogiem w którym udział wzięły wszystkie dywizjony Skrzydła. Polakom udało się zestrzelić 7 Niemców i uszkodzić jednego. Z Dywizjonu 315. zestrzelenie pewne zaliczyli F/Lt Czaykowski, F/O Falkowski, Sgt Chudek i Sgt Cwynar, zaś uszkodzenie S/Ldr Pietraszkiewicz. Zwycięstwo Skrzydło okupiła stratą dwóch pilotów: F/O Kazimierza Wolińskiego (315.) i Sgt Stanisław Wieprzkowicz (308.).
Dzień później Skrzydło ponownie osłaniało bombowce (operacja "Circus 95") i choć łupem Polaków padło 3 Niemców, to żaden z nich nie został strącony przez "Dębliniaków". Równie bezowocne były dla 315. operacje "Circus 97" i "Circus 100C" wykonane 18 i 20 września.

21 września 1 PSM w pełnym składzie wzięło udział w operacji "Circus 101" - osłonie wyprawy bombowej na Gosnay. W okolicach Fruges Dywizjon 315. wdał się w walkę z maszynami, które początkowo zidentyfikowano jako włoskie Macchi 200. W toku indywidualnych potyczek "Kolejarze" zaliczyli na swoje konto 4 pewne zestrzelenia a ich autorami byli: S/Ldr Pietraszkiewicz (2), F/O Falkowski (1) i Sgt Blok (1).
Ten ostatni zaliczył ponadto uszkodzenie wrogiej maszyny. W drodze powrotnej "Dębliniacy" usłyszeli przez radio wiadomość od swego dowódcy:

"Lądowałem we Francji. Chłopaki trzymajcie się dobrze. Swoje zrobiłem, dwóch zestrzeliłem. Cholerny pech. Z moimi rzeczami zróbcie co w testamencie. Szcześniewskiego weźcie do galopu".

Uwielbiany przez podkomendnych "Petro", po skończonej walce próbował lotem koszącym przeskoczyć kanał. Niestety przelatując nad francuskim brzegiem otrzymał celny ogień broni przeciwlotniczej i musiał lądować na plaży. Trafił do niewoli w której spędził resztę wojny.
Mniej szczęścia miał F/O Tadeusz Nowak. Podczas przelatywania nad kanałem zgłosił przez radio Mayday i wodował w kanale. Kiedy do unoszącego się wciąż na wodzie Spitfire'a dopłynęły motorówki, pilota nie było nigdzie w pobliżu. Jego ciało zostało wyrzucone na francuski brzeg jakiś czas później.
25 września dowodzenie Dywizjonem 315. objął awansowany na S/Ldr Władysław Szcześniewski.


Na zdjęciu: Spitfire. Zdjęcie: Mateusz Maroński.

Niezidentyfikowanymi maszynami z jakimi starły się dywizjony 1. PSM okazały się nowe niemieckie myśliwce Focke Wulf FW-190. Po wynikach tego starcia, w którym piloci skrzydła zgłosili w sumie 4 strącone maszyny tego typu (co niestety nie znajduje potwierdzenia w niemieckich dokumentach), Polacy mogli uważać je za porównywalne z Me-109.
Faktycznie jednak nowy myśliwiec przewyższał Spitfire'a Mk. V pod każdym względem za wyjątkiem walki kołowej, gdzie Spitfire miał większe szanse wejść na ogon przeciwnika. Wprowadzenie FW-190 wywołało szok w dowództwie brytyjskim a rosnące straty spowodowały nawet ograniczenie lotów zaczepnych nad Francję.
FW-190 stał się zmorą RAFu do czasu wprowadzenia w lipcu 1942 roku ulepszonej wersji Sptifire'a oznaczonej jako Mk IX.

Po tygodniowej przerwie, 27 września 1. PSM znów zostało wyznaczone do lotu operacyjnego. W ramach operacji "Circus 103" zadaniem Polaków była górna osłona wyprawy bombowej na węzeł kolejowy w Amiens. Bombowce wykonały zadanie nie niepokojone przez Niemców, głównie dzięki osłonie Polaków, którzy w starciu nad Abbeville strącili 6 maszyn wroga, 2 prawdopodobnie i uszkodzili kolejne dwie.
Konto "Kolejarzy" (i swoje) o jednego strąconego FW -190 powiększył Sgt Chudek. Było to ósme i ostanie zwycięstwo "Kolejarzy" we wrześniu, które uplasowało ich na 4. miejscu pośród dywizjonów RAF.

7 października po odpoczynku w Speke, do Northolt powrócił Dywizjon 303. "Kościuszkowcy" zamienili się miejscami z Dywizjonem 306. który odszedł na zasłużony odpoczynek. Jesienna pogoda nie sprzyjała lotom operacyjnym. W pierwszych dwóch dekadach października Skrzydło wykonało ich raptem dwa. Dla "Dębliniaków" nic się w tych lotach nie wydarzyło.
Lato dobiegło końca, i choć działania lotnicze w tym okresie nie są tak powszechnie znane jak te z lata 1940 roku, ochrzczone nazwą "Bitwa o Anglię", to część historyków i uczestników wydarzeń z lata 1941 roku śmiało nazywa ten okres "II Bitwą o Anglię", podkreślając tym samym jej intensywność i zaciętość walk.
Podobnie jak rok wcześniej koniec lata nie przyniósł końca walk. 21 października, całe Skrzydło zostało wysłane na wymiatanie nad Francję. W drodze powrotnej silny wiatr zniósł Dywizjon 315. w okolice St.-Omer, wprost na Niemców z którymi nawiązano walkę.
Po powrocie do bazy piloci Dywizjonu 315. zgłosili 4-4-1 zestrzelenia. Szczególnie ciężką przeprawę miał P/O Miksa, który w pewnym momencie został otoczony przez 8 ME-109. Polak manewrował jak tylko mógł, aby Niemcy sami sobie przeszkadzali, ale co chwile ktoś siedział mu na ogonie.
Mimo tego, równie często jakiś Niemiec pojawiał się w jego celowniku. P/O Miksa umiał to wykorzystać. Choć do Anglii dotarł o resztach sił, i zaraz po wylądowaniu nie był w stanie wydusić z siebie słowa, to w rozpaczliwej walce strącił 1-1-1 samolotów wroga.
Poza nim po jednym pewnym zestrzeleniu zaliczyli P/O Drybański, P/O Łukaszewicz i Sgt Chudek, zaś prawdopodobne strącenia zaliczyli P/O Fiedorczuk, P/O Zając i Sgt Gruszczyński. Co najważniejsze zwycięstwa te odniesiono bez strat.

Ciekawą odskocznię od codziennych zajęć przyniósł "Dębliniakom" dzień 23 października, kiedy to lotnisko Northolt odwiedziła ekipa filmowa, która nagrywała "start polskiego dywizjonu do misji nad terytorium wroga".
24 października Skrzydło Northolt w pełnym składzie zostało wysłane na wymiatanie nad Francję. Misja o tyle nietypowa, że Polacy mieli w powietrzu minąć się z innym Skrzydłem powracającym z wymiatania w tym samym rejonie. Z jednej strony Polacy nie mogli liczyć na to, że zaskoczą Niemców na ziemi lub zaraz po starcie. Z drugiej, jeśli doszłoby do starcia, to była spora szansa, że trafią na maszyny i pilotów, którzy dopiero co skończyły walkę ze skrzydłem angielskim - zmęczone, uszkodzone, z małą ilością paliwa i amunicji.
Do spotkania z wrogiem doszło w okolicach Gravelines. Na skrzydło z góry spadła liczna grupa Me-109 i FW-190. Znajdujący się najwyżej polskiej formacji Dywizjon 315. przyjął pierwsze uderzenie, ale część ”Hunów” przedarła się do lecących poniżej Dywizjonów 303. i 308. Element zaskoczenia został jednak stracony.
Po stoczonej tego dnia nad Gravelines walce Polacy zgłosili 9 zwycięstw pewnych i 2 prawdopodobne. "Dębliniacy" zgłosili 2 strącenia pewne (F/Lt Falkowski i Sgt Malczewski) i 2 prawdopodobne (P/O Gil i F/Lt Czaykowski).
Zwycięstwo skrzydła okupione zostało "tylko" rannym P/O Fiedorczukiem z 315., który raniony odłamkami w głowę i ramię na samym początku walki udając zestrzelonego uszedł z pola walki i wycofał się w stronę Anglii. Ponieważ miał przestrzelony zbiornik paliwa, jego silnik zatrzymał się tuż przed brzegiem Wielkiej Brytanii. Pilot musiał lądować na plaży, co skończyło się skasowaniem maszyny. Rannego odtransportowano do szpitala.

28 października do Northolt przybył Wódz Naczelny gen. Władysław Sikorski, aby dokonać uroczystego wręczenia odznaczeń (niektórych przyznanych wcześniej) pilotom skrzydła. Spośród "Dębliniaków" najwyższe polskie odznaczenie - Krzyż Virtuti Militari - otrzymał (przebywający w niewoli) S/Ldr Pietraszkiewicz.
F/Lt Falkowski i Sgt Chudek otrzymali Krzyże Walecznych po raz pierwszy, drugi i trzeci. S/Ldr Szcześniawski, F/Lt Mickiewicz, F/O Nowak i Sgt Cwynar Krzyże Walecznych po raz pierwszy i drugi, zaś F/O Woliński (pośmiertnie), F/Lt Czaykowski, P/O Gil, P/O Grudziński, P/O Fiedorczuk, P/O Łukaszewicz, Sgt. Kowalski, Sgt. Krieger i Sgt Blok Krzyże Walecznych po raz pierwszy.


Na zdjęciu: Sgt Michał Cwynar od kwietnia 1941 r., pilot Dywizjonu 315 r. Domena publiczna.

1 listopada "Kolejarze" po raz pierwszy mieli okazję osłaniać formację "Hurribomberów" (jak nazywano Hurricane'y wyposażone w bomby). Myśliwce te, które w znacznej mierze odparły atak Luftwaffe w lecie 1940 roku, u schyłku 1941 były już maszynami przestarzałymi i nie nadającymi się do operacji myśliwskich nad terenem wroga. RAF znalazł jednak dla nich nowe zastosowanie w którym dobrze się sprawdzały (zwłaszcza podczas walk w Afryce).
6 listopada Dywizjony 303. i 315. ponownie osłaniały Hurribomber'y, ale do starcia z wrogiem okazje mieli tylko Kościuszkowcy. Nie dotyczy to Sgt. Czeżowskiego z 315., który odłączył się od formacji i najpierw dołączył do Dywizjonu 308. a później uratował P/O Horbaczewskiego z 303. któremu przegonił Messerschmitta z ogona.
Na skutek awarii busoli w obu (!) Spitfire'ach, para zamiast do Anglii najpierw skierowała się w stronę Francji, gdzie została zaatakowana przez Niemców. Obu udało się jednak odskoczyć i powrócić na Wyspę.

Operacja "Circus 110" wyznaczona na 8 listopada 1941 roku, z pozoru wydawać by się mogła zwyczajną. Kolejne bombardowanie w osłonie którego, udział wziąć mieli polscy myśliwcy. Co czyniło tą misję wyjątkową to fakt, że wyznaczone do niej zostało nie jedno a dwa polskie skrzydła!
1. PSM wystawiło Dywizjony 303., 308. i 315., zaś podległe 10 Grupie Myśliwskiej 2. PSM stacjonujące w Exeter Dywizjony 302., 316. i 317. W sumie 72 maszyny spod znaku Biało-czerwonej Szachownicy.
Niestety dzień ten nie zapisał się złotymi zgłoskami na kartach historii polskiego lotnictwa. Choć na trasie napotykano Niemców, to do starć nie doszło. Zachowanie Niemców opisywano jako niemrawe, zaś Polacy lecący w osłonie bombowców nie mogli się od nich odłączyć. Mimo tego poniesiono tego dnia dwie straty.
F/O Surma z Dywizjonu 308. odłączył się od kolegów, kiedy przez formację Polaków przeleciał dywizjon Spitfire'ów, pikujących na wroga. Nigdy więcej go nie widziano i został uznany za poległego. Również i "Dębliniacy" ponieśli stratę, choć trochę mniej bolesną.
W drodze powrotnej, od formacji odłączył się dowódca 315. S/Ldr Szcześniewski, podając przez radio, że ma mało paliwa i musi lądować we Francji. Po dwóch tygodniach do Dywizjonu dotarła informacja, że wylądował bezpiecznie, ale dostał się do niewoli. Jako drugi dowódca Dywizjonu 315. Co ciekawe Dywizjon tego dnia miał prowadzić F/Lt Czaykowski, ale ponieważ ten był chory, S/Ldr Szcześniewski poleciał zamiast niego.

Początkowo obowiązki dowódcy przejął właśnie F/Lt Czaykowski, ale już 14 listopada na stanowisko dowódcy został wyznaczony S/Ldr Stefan Janus z Dywizjonu 308. Uroczyste przekazanie dowodzenia nastąpiło 17 listopada.
Nowy dowódca poprowadził 315. po raz pierwszy 23 listopada podczas operacji "Low Ramrod XII". Zadaniem "Dębliniaków", była bezpośrednia osłona Hurribomber'ów atakujących destylarnię w Bourbourg. Pozostałe dwa dywizjony 1. PSM miały stanowić osłonę powrotu i patrolowały brzeg francuski w oczekiwaniu na kolegów.
Lot ten okazał się dla "Kolejarzy" tragiczny w skutkach. Po zaatakowaniu wyznaczonego celu, formacja miała udać się na wschód i dalej na północ, aby brzeg przekroczyć w miejscu gdzie Niemcy się tego nie spodziewali. Zamiast tego 12 Hurribomber'ów i 12 polskich Spitfire'ów zawróciło najkrótszą drogą do Anglii, wprost pod lufy obrony przeciwlotniczej. Wszystkie maszyny leciały na bardzo małej wysokości, zaś ogień z ziemi był tak intensywny, że część pilotów nie zorientowała się, że jednocześnie są atakowani przez wrogie myśliwce.
Ponieważ brzeg kanału został przekroczony w innym miejscu niż planowano, pozostałe dywizjony skrzydła nie mogły przyjść z pomocą, gdyż czekały daleko na północ. Spośród 12 Hurribomber'ów strąconych zostało aż 7. Spośród 12 "Dębliniaków" nad brzegiem Francji poległo aż 5: F/O Jan Grzech, P/O Władysław Grudziński, P/O Marian Łukaszewicz, Sgt. Grzegorz Kosmalski i Sgt. Marian Staliński.
Pozostałe maszyny wracały mocno postrzelane. W Manston lądują Sgt. Jaworski i Sgt. Krieger. Maszyna tego pierwszego otrzymała liczne trafienia i po wylądowaniu okazało się, że nie nadaje się do dalszego lotu do Northolt. Maszyna Sgt. Kriegera otrzymała trafienie tylko jednym pociskiem, ale trafienie na tyle niefortunne, że ciężko raniło pilota powodując znaczącą utratę krwi. Sgt. Krieger został zabrany do szpitala.
Ponieważ jego Sptifre, choć z mocno zakrwawionym kokpitem, był całkiem sprawny, podjęto decyzję aby to na nim Sgt. Jaworski powrócił do Northolt. Kiedy po dotarciu do macierzystego lotniska Sgt. Jaworski zgasił silnik, obsługa naziemna omalże siłą nie wyciągnęła go z kabiny i nie wsadziła do karetki. Widząc zakrwawiony kokpit, nie przyjmowali do wiadomości, że to nie jego krew, twierdząc że jest on w szoku.


Na zdjęciu: S/Ldr Stefan Janus. Od 14 listopada 1941 r. dowódca 315 Dywizjonu. Domena publiczna.

Lot 23 listopada i poniesione w nim straty wywołały szok zarówno pośród personelu latającego jak i naziemnego. Co gorsza odbiły się również na nowoprzybyłych pilotach. F/O Tomanek, który w tych dniach przybył do Northolt z przydziałem do 315. powiadomił dowódcę, że nie czuje się na siłach latać operacyjnie.
Dowódca odsunął go od wszelkich lotów (także treningowych), a sam pilot na skutek pogarszającego się stanu psychicznego został wkrótce zabrany do szpitala. Na szczęście załamanie miało charakter przejściowy i F/O Tomanek wrócił do latania bojowego otrzymując w przyszłości nawet dwa Krzyże Walecznych.
Pogoda mocno ograniczyła loty w kolejnych dniach listopada. Jedynym wyjątkiem był nagły rozkaz do startu na osłonę "Hurribomber'ów" mających zaatakować okręty podwodne w Boulogne 27 listopada. Okręty zdążyły odpłynąć przed pojawieniem się formacji więc zaatakowane zostały instalacje portowe. Do spotkania z przeciwnikiem w powietrzu nie doszło.

8 grudnia Skrzydło Northolt w ramach operacji "Low Ramrod XV" miało osłaniać powracając znad Francji formację Hurribomber'ów. Nad kanałem La Manche doszło do starcia z przeciwnikiem. Po jednym pewnym zestrzeleniu zgłosili S/Ldr Janus i F/Lt Czaykowski. Z misji nie powrócił F/O Bernard Groszewski. Jego samolot został zaatakowany przez FW-190.
Pilot musiał ratować się skokiem ze spadochronem. Początkowo miejsce, gdzie spadł do wody patrolowały myśliwce i próbowały nakierować na rozbitka wezwane łodzie ratunkowe, jednak kiedy kończyło się paliwo musiały lecieć dalej w stronę lotniska. Mimo podjętej akcji poszukiwawczo ratowniczej pilota nie udało się odnaleźć.

Do końca roku wykonano jeszcze kilka operacji, ale nie napotkano w ich trakcie nieprzyjaciela. W pierwszym roku swojej działalności Dywizjon 315. zapisał na swoje konto 33 zestrzelenia pewne, 12 prawdopodobne i 8 uszkodzeń. Okupione to zostało stratą 17 lotników - 14 poległych i 3 w niewoli (w tym dwóch kolejnych dowódców dywizjonu).
Początek 1942 roku przyniósł zastój w operacjach lotniczych. Winna była pogoda. Jedyny lot Skrzydło wykonało 25 stycznia, i lot ten odbywający się na wysokości około 8 km, omal nie skończył się tragicznie dla Sgt. Chudka. W jego Spitfire'rze (który nie posiadały hermetyzowanej kabiny), zawiodła instalacja tlenowa. Pilot stracił przytomność, a jego samolot zaczął spadać. Pilot ocknął na wysokości około 3km, zdołał wyprowadzić maszynę i powrócił do Anglii.

W dniach 12-13 luty Dywizjon 315. razem z 1. PSM brał udział w operacji "Fuller", czyli polowaniu na niemieckie pancerniki „Scharnhorst” i „Gneisenau” i ciężki krążownik „Prinz Eugen”. Okręty te operowały na Atlantyku i stacjonowały w Breście, gdzie często były atakowane przez brytyjskie bombowce.
Dowództwo Krigsmarine, postanowiło przebazować je do okupowanej Norwegii. W tym celu postanowili wykonać śmiały rajd przez kanał La Manche - pod samym nosem Brytyjczyków. Operacja "Cerberus" (jak zastała nazwana przez Niemców), zakończyła się sukcesem Krigsmarine i kompromitacją Brytyjczyków. Choć Polacy wykonywali loty poszukiwawcze, do spotkania z wrogiem nie doszło.
Poza tymi lotami luty upłynął pod znakiem złej pogody. Wartym odnotowania jest jednak dzień 17 lutego 1942 roku. Tego dnia dowódca 1. PSM W/Cdr Tadeusz Rolski jako pierwszy oficer z poza Brytyjskiej Wspólnoty Narodów otrzymał brytyjski Order Za Wybitną Służbę (Distinguished Service Order, DSO).
Choć W/Cdr Rolski nie zapisał się na szczycie listy polskich asów lotnictwa myśliwskiego, to trzeba pamiętać, że jego zdaniem było skuteczne dowodzenie w powietrzu podległymi mu dywizjonami. Co również trzeba podkreślić, to w 1941 roku W/Cdr Rolski był pilotem który wykonał najwięcej lotów bojowych z całego skrzydła (77!). Odznaczenie jak najbardziej zasłużone.

28 lutego Skrzydło wystartowało do operacji "Ramrod", eskorty bombowców atakujących Ostende. Nad celem myśliwce otrzymały celny ogień obrony przeciwlotniczej. Ponadto przez Messerschmitty zaatakowany został F/O Gil, ale udało mu się uciec.
W drodze powrotnej Sgt Adamiak zauważył w wodzie pilota (później okazało się, że był to pilot z polskiego Dywizjonu 316.). Sgt Adamiak krążył nad rozbitkiem podając pozycję omalże do wyczerpania paliwa, ale w końcu sam musiał wracać na lotnisko. Wylądował na resztkach paliwa. Niestety zestrzelonego pilota nie udało się odnaleźć. Tego dnia Dywizjon 316. stracił dwóch pilotów którzy musieli skakać nad kanałem: F/O Górskiego i P/O Dobrut-Dobruckiego. Którego z nich próbował ratować Sgt Adamiak nie wiadomo.

8 marca Dywizjon 315. razem z resztą skrzydła osłaniał wyprawę bombową na Lile. W drodze powrotnej doszło do spotkania z Messerschmittami. Rozkaz W/Cdr Rolskiego, o skierowaniu się w stronę przeciwnika nie dotarł F/Lt Czaykowskiego, w którego samolocie doszło do awarii radiostacji. Niczego nie świadomy poleciał on z bombowcami w stronę Anglii. Za nim poleciały dwa klucze "Kolejarzy" (8 z 12 maszyn). Jedynie klucz prowadzony przez F/Lt Falkowskiego wykonał rozkaz dowódcy skrzydła. W tym locie nie zgłoszono zestrzeleń wroga, ale dowództwo Bomber Command przysłało podziękowania za skuteczną osłonę bombowców.
17 marca podczas lotu treningowego Sgt Tadeusz Krieger zderzył się w locie ze Spitfire'em z jednostki szkolnej. Pilot poległ.
Wielkimi krokami zbliżał się dzień odejścia Dywizjonu 315. na odpoczynek. Pierwotnie miało to nastąpić 1 marca, ale któryś z żołnierzy jednostki o zbyt długim języku wszystko rozgadał i poufny rozkaz stał się "tajemnicą poliszynela". Ponieważ dyslokacja jednostek (zwłaszcza w czasie wojny) jest rzeczą tajną, całą przeprowadzkę trzeba było odłożyć na czas nieokreślony. 27 marca podczas operacji "Ramrod 18" F/Lt Czaykowski zgłosił prawdopodobne zestrzelenie FW-190.

Po przecieku z początku miesiąca, za drugim podejściem udało się dotrzymać tajemnicy. Po 8 wyczerpujących miesiącach pobytu w Northolt i przynależności do 1. Polskiego Skrzydła Myśliwskiego, 1 kwietnia 315. Dywizjon Myśliwski odchodził na zasłużony odpoczynek na lotnisko Woodvale na północ od Liverpool'u.
Podczas pobytu na pierwszej linii w Northolt "Kolejarze" strącili 28 Niemców na pewno, 14 prawdopodobnie i uszkodzili 7 maszyn wroga. Wszystko to za cenę 12 poległych kolegów i 3 w niewoli.

Na odpoczynku w Woodvale.
(Kwiecień - wrzesień 1942)

W Woodvale głównym zadaniem "Kolejarzy" były loty patrolowe w osłonie żeglugi i starty alarmowe na przechwycenie pojedynczych bombowców zapuszczających się nad Morze Irlandzkie. Starszych pilotów kierowano na zaległe urlopy, a nowo przybyli trenowali pod okiem pozostałych doświadczonych kolegów. Kwiecień upłynął Dywizjonowi spokojnie.
Polskie święto narodowe, dzień Konstytucji 3 maja, F/O Stembrowicz miał okazję świętować adekwatnie do położenia Polski w tym czasie. Około godziny 6 rano para dyżurna, której przewodzić miał właśnie F/O Stembrowicz została poderwana na przechwycenie niemieckiego bombowca. Jego skrzydłowemu nie udało się wystartować na skutek awarii silnika. Dowodzący poleciał sam.
Naprowadzany z Ops odnalazł niemieckiego Ju-88 i atakował go, aż do wyczerpania amunicji. Jednak Niemiec nie chciał spaść. Wobec braku amunicji i kończącym się paliwem F/O Stembrowicz odstąpił od pościgu i powrócił na lotnisko wściekły na siebie.
Tym większe było jego zdziwienie, kiedy po wylądowaniu obskoczył go personel dywizjonu z gratulacjami. Okazało się, że chwile po tym jak Polak odstąpił od pościgu, na miejsce przybyła odsiecz 8 Spitfire'ów brytyjskiej jednostki, która w wyznaczonym miejscu znalazła tylko szczątki na wodzie.
Ostatecznie F/O Stembrowiczowi zaliczone 1/2 tego zestrzelenia, druga "połówka" wpadła na konto pilota australijskiego 452. Dywizjonu RAAF.


Na zdjęciu: Mjr Marian Pisarek, od kwietnia 1942 r., dowódca 1 Polskiego Skrzydła Myśliwskiego. Domena publiczna.

6 maja S/Ldr Janus został awansowany na stanowisko dowódcy 1. PSM w Northolt na miejsce W/Cdr Rolskiego. Jednocześnie do Woodvale na stanowisko dowódcy 315. Dywizjonu przybył S/Ldr Mieczysław Wiórkiewicz, wcześniejszy dowódca Dywizjonu 308., a ostatnio oficer w sztabie 11 Grupy Myśliwskiej.
W maju do stoczni w pobliskim Liverpoolu przybył polski niszczyciel ORP "Piorun", który po ostatnim rejsie musiał przejść remont. Przez cały miesiąc dochodziło do częstych wizyty i rewizyt polskich marynarzy i lotników na pokładzie okrętu i na lotnisku Woodvale.
Obie strony miały o czym opowiadać. ORP "Piorun" okrył siebie i Marynarkę Wojenną RP chwałą kiedy rok wcześniej, 26 maja 1941 roku odnalazł i nawiązał walkę z dumą niemieckiej Kriegsmarine - pancernikiem "Bismarck".
Polski niszczyciel w żaden sposób nie mógł zagrozić niemieckiemu kolosowi. Różnica wyporności to 49,4 tys ton "Bismarcka" vs 2,4tys ton "Pioruna, a przy porównaniu kalibru najcięższych dział mamy odpowiednio 380mm vs 120 mm. Mimo to Polacy dowodzeni przez kmdr. por. Pławskiego, utrzymywali kontakt z przeciwnikiem, stale go kąsając, ale jednocześnie narażając się na ogień jego dział które kilka dni wcześniej zatopiły dumę Royal Navy - HMS "Hood".
Pościg za "Bismarckiem" ORP "Piorun" zakończył dopiero nad ranem 27 maja, kiedy do walki włączyły się główne siły Royal Navy, a na polskim okręcie kończyło się paliwo. "Bismarck" jeszcze tego samego dnia spoczął na dnie Atlantyku.

Oprócz służby patrolowej i lotów treningowych, "Kolejarze" byli wykorzystywani do szkolenia jednostek naziemnych. O jednym z takich zadań w swoich wspomnieniach pisał Franciszek Kornicki. Otóż niedaleko Woodvale, Królewscy Saperzy szkolili się w budowaniu przeprawy przez rzekę - składaniu mostu Baileya.
Ich dowódca zwrócił się do stacjonujących niedaleko Polaków, aby trochę "poprzeszkadzali" im w pracy. Chodziło o odzwierciedlenie w miarę możliwości warunków w jakich może im przyjść pracować w przyszłości. "Dębliniaków" nie trzeba było dodatkowo zachęcać. W powietrze wzbiło się 6 Spitfierów, które nalatywały nad budowaną przeprawę na coraz niższej wysokości symulując atak. Ponoć na skutek ich "ataków" kilku saperów skończyło w wodzie.
14 lipca podczas lotu treningowego w złych warunkach atmosferycznych o wzgórze rozbija się Sgt Tadeusz Nawrocki. Pilot musiał wzgórze zauważyć w ostatniej chwili i próbował jeszcze wyciągnąć w górę, gdyż szczątki samolotu rozsmarowane były na długości ok 300 metrów.
Pilot przeżył samo zderzenie, choć odniósł uraz głowy. Udało mu się nawet wydostać z maszyny o własnych siłach i rozpalić ogień. Po jakimś czasie postanowił zejść ze wzgórza, ale po przejściu kilkuset metrów stracił przytomność i zmarł prawdopodobnie na skutek urazu głowy.

Kierowanie do Dywizjonu 315. świeżych pilotów zaraz po skończeniu przez nich szkolenia w O.T.U. (Operational Traning Unit - Jednostka Szkolenia Zaawansowanego), doprowadziło do sytuacji, w której zamiast etatowych 24 pilotów, znajdowało się ich aż 43. Nie przekładało się to jednak na zwiększenie liczby dostępnych maszyn, przez co wydłużał się czas oczekiwania na lot. S/Ldr Wiórkiewicz starał się o przeniesienie młodych pilotów, którzy po przeszkoleniu nadawali się do lotów w jednostkach wykonujących loty bojowe.
14 sierpnia nadeszło długo oczekiwane pierwsze Święto Dywizjonu. Na wieczór zaplanowano huczną imprezę. Jednak wcześniej tego dnia do startu alarmowego poderwana została para F/Lt Miksa i Sgt Malec. W okolicach Barrow doszło do starcia z Ju-88. Samolot Sgt Malca otrzymał trafienie w układ olejowy, co doprowadziło do zatarcia silnika i zalania olejem wiatrochronu. Pilot musiał lądować przymusowo na najbliższym lotnisku, ale wyszedł z tego bez szwanku.
Trochę więcej szczęścia miał F/Lt Miksa, który uszkodził Junkersa, ale nie udało mu się go strącić z nieba. Pilot zawrócił na lotnisko. Jak się później okazało, dobić Niemca próbowali również piloci z Dywizjonu 41, ale i im się nie udało. Ostatecznie na konto 315. trafiło 1/2 uszkodzenia. Dobre i to dla uczczenia Święta Dywizjonu. Wieczorem nastąpiła (jak wspomina kronika Dywizjonu) obficie zakrapiana impreza.

Niestety następny dzień przyniósł bolesną stratę. Podczas lotu treningowego z ziemią zderzył się F/Lt Eugeniusz Fiodorczuk. Pilot zginął na miejscu.
23 sierpnia na przechwycenie niemieckiego bombowca startuje para F/O Sawiak i Sgt Lubicz-Lisowski. Ten drugi podczas rozbiegu utracił kierunek i wjechał w piach, co doprowadziło do postawienia Spitfire'a na nosie. Pilot szybko przesiadł się do innego Spitfire'a, ale nie udało mu się już dogonić swojego prowadzącego, który gnał na spotkanie z wrogiem.
F/O Sawiak odnalazł niemieckiego Ju-88 i zaatakował go. Ten ratował się nurkowaniem, a tylny strzelec celnie odgryzał się Polakowi. W pewnym momencie w swoim pościgu myśliwy i ofiara zapędzili się nad terytorium neutralnej Irlandii. Teraz walka toczyła się już nad samą ziemią.

Serie oddawane przez F/O Sawiaka nie odnosiły skutku. W pewnym momencie tylni strzelec Junkersa celnie trafił Polaka w ramię. F/O Sawiak odstąpił od ataku, ale jego miejsce zajęły 4 inne Spitifre'y z dywizjonów 152. i 504. doprowadzając ostatecznie Niemca do przymusowego lądowania w Irlandii.
To zwycięstwo zostało podzielone pomiędzy nich, bez udziału F/O Sawiaka. Podczas kiedy wyspiarze kończyli rozpoczęte przez niego dzieło, F/O Sawiak walczył o życie. Obrażenia ręki okazały się na tyle poważne, że pilot zdecydował się lądować w terenie przygodnym, nie podejmując nawet próby opuszczenia terenu neutralnej Irlandii i dotarcia do (będącej częścią Wielkiej Brytanii) Irlandii Północnej.
Niestety wybrane lądowisko które wydawało się terenem dogodnym do lądowania, takim w rzeczywistości nie było. W trakcie dobiegu, szorując brzuchem o ziemię, Spitfire wpadł w rów przecinający w poprzek polanę. Spowodowało to wyrwanie silnika, oderwanie skrzydła i przełamanie kadłuba. Miejscowa ludność pospieszyła z pomocą i wyciągnęła rannego pilota.
Do ciężko rannej ręki doszły jeszcze poważne obrażenia spowodowane kraksą. Lokalny szpital nie był w stanie udzielić rannemu wystarczającej pomocy, więc przetransportowano go do szpitala w Dublinie, ale i tam lekarze nie byli w stanie mu pomóc. F/O Bolesław Sawiak zmarł. Była to ostatnia strata Dywizjonu podczas pobytu w Woodvale.
W pierwszych dniach września Dywizjon przygotowywał się do przeprowadzki. Skończył się okres względnego wypoczynku i "Kolejarze" wracali na pierwszą linię. Do Northolt.

Ponownie w Northolt.
(wrzesień 1942 - czerwiec 1943)

W Northolt "Kolejarze" ponownie weszli w skład 1. PSM, zamieniając się miejscami z Dywizjonem 317. odchodzącym na odpoczynek do Woodvale. Obecnie Skrzydło składało się z czterech dywizjonów myśliwskich: 302., 306., 308. i nowoprzybyłego 315. Dowódcą Skrzydła był były dowódca "Dębliniaków" W/Cdr Janus. Skrzydło miało za sobą chwalebny udział w operacji "Jubilee", szerzej znanym jako Rajd pod Dieppe.
8 września Dywizjon 315. po kilku miesięcznej przerwie ponownie wyruszył nad Francję. 1. PSM w pełnym składzie 4 dywizjonów osłaniało bombowce Boston atakujące port w Hawrze. W drodze powrotnej Polacy stoczyli walkę z niemieckimi FW-190. Dowódca "Dębliniaków" zgłosił uszkodzenie jednej maszyny, ale Dywizjon 302. stracił w tym locie dwóch pilotów. Był to jedyny lot bojowy 315. we wrześniu.
25 września S/Ldr Wiórkiewicz został przeniesiony do prac sztabowych, a jego miejsce zajął S/Ldr Tadeusz Sawicz - dotychczasowy dowódca eskadry w Dywizjonie 316.


Na zdjęciu: S/Ldr Tadeusz Sawicz od 25 września 1942 r., dowódca 315 Dywizjonu. Domena publiczna.

2 października Dywizjon 315. razem z dwoma dywizjonami Skrzydła (302. i 308.) wziął udział w operacji "Circus 221" - osłonie wyprawy bombowej na Albert. Skrzydło osłaniać miało tym razem amerykańskie B-17. Dla "Dębliniaków" była to prawdopodobnie pierwsza okazja do osłony Amerykanów, którzy dopiero rozkręcali swoją powietrzną ofensywę w Europie.
W tym locie gościnnie w Dywizjonie 315. uczestniczył ponadto G/Cpt Stefan Pawlikowski, oficer łącznikowy przy dowództwie lotnictwa myśliwskiego RAF, czyli de facto dowódca polskiego lotnictwa myśliwskiego. G/Cpt Pawlikowski był jednym z najwybitniejszych polskich oficerów lotnictwa i jednym z dwóch polskich pilotów (obok gen. Ludomiła Rayskiego), który wykonywał loty bojowe podczas obu Wojen Światowych.
Ze względu na swój wiek i stopień mógł on już nie brać udziału w lotach bojowych, ale byłoby to sprzeczne z jego naturą.

9 października 1. PSM wzięło udział w operacji "Circus 224" której celem była fabryka w Lille. Tym razem zadanie wyznaczone Polakom nie polegało na osłonie bombowców, tylko na dywersji. Polskie skrzydło razem z dwoma angielskimi zostało wysłane godzinę wcześniej w rejon Ypres w celu poderwania myśliwców i związania ich w walce przed przybyciem głównej wyprawy.
Niemcy jednak rzadko łapali się na takie przynęty i nie podrywali myśliwców jeśli w formacji nie było bombowców. Do spotkania z wrogiem doszło co prawda w drodze powrotnej, ale nie było ono udziałem Dywizjonu 315.
15 października Skrzydło osłaniało (tym razem bezpośrednio) wyprawę bombowców A-20 Boston na Hawr. Po zrzuceniu ładunku, bombowce zawróciły do Anglii i pędziły tam na maksymalnej prędkości. Bostony należały do jednych z najszybszych bombowców, a nie obciążone ładunkiem posiadały prędkość zbliżoną do Spitfire'ów.
Posiadały jednak większe zbiorniki paliwa. Rezultatem tego polskie Spitfire'y musiały gonić ochraniane bombowce, co skutkowało większym zużyciem paliwa. Po przekroczeniu wybrzeża, kiedy osłona nie była już potrzebna Polacy lądowali na jego resztkach, na pierwszych napotkanych lotniskach.
31 października dwie pary z Dywizjonu 315. zostały wyznaczone do operacji "Rhubarb", czyli atakowania lokomotyw w rejonie Abbeville-Drucat.

W listopadzie Skrzydło wykonało tylko 7 lotów operacyjnych, z czego tylko 4 w pełnym składzie czterech dywizjonów. Ponadto skrzydło wykonało 10 operacji "Rhubarb" w sile pary, lub klucza. Dywizjon 315. brał udział we wszystkich operacjach Skrzydła i wykonał 2 operacje "Rhubarb".
28 listopada "Kolejarze" zakończyli przezbrajanie na najnowszą wersję Spitfire'a oznaczoną Mk. IX. W grudniu na staż do Dywizjonu 315. przybył pilot sił powietrznych USA Capt. Francis "Gabby" Gabreski (wł. Franciszek Gabryszewski).
Capt. Gabreski był urodzonym i wychowanym w USA synem uchodźców z Polski. W momencie ataku japońskiego na Pearl Harbor stacjonował na Hawajach i chodź udało mu się wzbić w powietrze, to po Japończykach nie było już śladu. "Gabby" zgłosił się do służby w lotnictwie USA wysyłanym do Europy i ze względu na swoje korzenie poprosił o możliwość odbycia stażu w jednym z Polskich Dywizjonów o których sporo już słyszał.
Tym sposobem w grudniu trafił na lotnisko Northolt, gdzie dowodzący bazą G/Cpt Mieczysław Mümler skierował go do "Kolejarzy". Dowodzący Dywizjonem S/Ldr Sawicz oddał go pod opiekę F/Lt. Tadeusza Andersza. Capt. Gabreski latał przez kolejne 3 miesiące z Polakami jako skrzydłowy F/Lt. Andersza.


Na zdjęciu: Capt. Francis "Gabby" Gabreski (wł. Franciszek Gabryszewski. Domena publiczna.

Grudniowa pogoda nie sprzyjała operacjom powietrznym, ale w miarę możliwości wykonywano loty na wymiatanie lub w osłonie bombowców. W tym czasie konto zestrzeleń pilotów Polskich Sił Powietrznych zbliżało się do okrągłej liczby 500. Piloci zadawali sobie pytanie kto będzie tym szczęśliwcem, a na pewno największe szanse na to mieli piloci stacjonujący w Northolt.
Jednak przez cały miesiąc do starć z wrogiem nie dochodziło. Przełom nastąpił w Sylwestra 1942 roku. Tego dnia podczas operacji "Ramrod 140" Dywizjony 306. i 315. prowadzone przez W/Cdr Janusa, starło się z niemieckimi FW-190 w okolicy Berck.
Na rozkaz W/Cdr Janusa Dywizjon 315. miał pozostać na obecnym pułapie jako osłona, zaś 306. ruszyć miał do ataku. 500. zestrzelenie stało się dziełem P/O Pietrzaka, zaś 501. F/O Langhamera. Ponadto piloci 306. zgłosili jeszcze dwa strącenia prawdopodobne i dwa uszkodzenia. Okupili to stratą dwóch pilotów.

21 stycznia 1943 roku w godzinach popołudniowych 5 polskich dywizjonów myśliwskich z 1. i 2. Polskiego Skrzydła Myśliwskiego (łącznie 49 Spitfire'ów spod znaku biało-czerwonej szachownicy) pod dowództwem G/Cpt Stefana Pawlikowskiego wzięło udział w operacji "Rodeo 156". Choć doszło do starcia z 20 FW190 to ze względu na duże pokrycie chmur, polska formacja wróciła jedynie z 5 maszynami zestrzelonymi prawdopodobnie i jednym uszkodzonym. Szczęśliwie bez strat własnych.
26 stycznia podczas operacji "Circus 256" w powietrzu zderzyły się samoloty W/O Wawrzyńca Jasińskiego z Dywizjonu 306. i W/Cdr Stefana Janusa, dowódcy skrzydła. Pierwszy zginął, drugi musiał ratować się na spadochronie i trafił do niewoli. Miał to być ostatni lot W/Cdr Janusa na stanowisku dowódcy skrzydła przed jego przejściem do prac sztabowych. Na wieczór zaplanowane było uroczyste przekazanie dowodzenia. Nowym dowódcą 1. PSM został dotychczasowy dowódca 2. PSM W/Cdr Wojciech Kołaczkowski.

Po długiej przerwie 3 lutego w końcu "Kolejarze" mogli dopisać kolejne zestrzelenia na swoje konto. Podczas operacji "Circus 258" w rejonie Calais doszło do starcia z około 20 FW-190. Jedno pewne zestrzelenie zapisał na swoje konto P/O Cwynar. Prawdopodobnie już pierwsza seria Polaka zabiła Niemca, który w lekkim nurkowaniu zaczął kierować się ku ziemi, nie wykonując żadnych uników. P/O Cwynar kontynuował jednak atak oddając kolejne serie z coraz mniejszej odległości, aby (jak sam napisał w raporcie) "upewnić się, że pilot nie zdoła wyskoczyć".
Drugiego Niemca tego dnia zestrzelił P/O Blok. W walce skrzydło jego Spitfire'a zostało poważnie uszkodzone ogniem działka przeciwnika. W pewnym momencie został otoczony przez wroga, ale z pomocą przyszedł mu Capt. Gabreski, który choć nie zapisał na swoje konto strąconego przeciwnika, to skutecznie przeganiał zagrożenie z ogona swojego prowadzącego. Obu myśliwcom udało się przedrzeć przez wroga nad kanał i dalej w stronę Anglii.


Na zdjęciu: P/O Stanisław Blok przy Spitfirerze uszkodzonym w walce z 3 lutego 1943 r.. Domena publiczna.

Do końca miesiąca Dywizjon 315 wykonał jeszcze kilka operacji nad terytorium Francji, ale do walk nie dochodziło. Z końcem lutego zakończył się również staż capt. Gabreskiego w Dywizjonie 315. Choć latając z 315. nie odniósł żadnego powietrznego zwycięstwa, to jak sam zawsze powtarzał, cenniejsze było dla niego doświadczenie jakie zdobył wśród Polaków i to co nazywał "polskim orlim wzrokiem". Do końca II Wojny Światowej strącił 28 samolotów wroga, a podczas wojny w Korei, (latając już na samolotach odrzutowych) dopisał kolejne 6 1/2 przeciwnika, co w sumie daje mu 34 1/2 zestrzelenia i 3 miejsce na liście asów USAF.

12 i 13 marca Dywizjony 315. i 316. pod wspólnym dowództwem W/Cdr Kołaczkowskiego wzięły udział w operacjach "Ramrod 42" i "Ramrod 43", czyli osłonie bombowców atakujących stacje rozrządowe odpowiednio w Rouen i Amiens. Podczas pierwszej operacji doszło do starcia z przeciwnikiem, ale tylko piloci Dywizjonu 316. zaliczyli zestrzelenia.
Drugiego dnia również doszło do walki i tym razem oprócz pewnego zestrzelenia na konto 316., także F/O Najbicz z 315. zaliczył strącenie prawdopodobne. Skrzydło okupiło to jednak stratą poległego F/Lt Kozłowskiego z Dywizjonu 316. i zaginionego F/O Semerlinga ze składu "Kolejarzy".
F/O Semerling zdołał uratować się na spadochronie i uniknął niewoli. Z pomocą francuskiego ruchu oporu przedostał się do Hiszpanii i stamtąd do Anglii, aby już w maju tego samego roku zameldować się w Northolt. Nim powrócił do latania z "Kolejarzami" jeździł po Wielkiej Brytanii z wykładami jak uniknąć niewoli i jak poruszać się po terenach okupowanych.
Do końca marca Dywizjon 315. wziął udział jeszcze w dwóch operacjach Ramrod, dwóch Rodeo i jednym Circus'ie. Do spotkań z wrogiem nie doszło.

W kwietniu kontynuowano działania ofensywne. Ponieważ tylko dwa dywizjony 1. PSM (315. i 316.) były wyposażone w Spitfire'y Mk. IX, które mogły nawiązać równorzędną walkę z niemieckimi FW-190, to głównie na nich spoczął wysiłek lotów na kontynent.
Tak było właśnie 4 kwietnia, kiedy oba dywizjony prowadzone przez W/Cdr Kołaczkowskiego podczas operacji "Ramrod 51" starły się z wrogiem w okolicach Rouen. F/Lt Andersz strącił jednego FW-190 na pewno, zaś S/Ldr Sawicz i F/Sgt Matus uszkodzili dwa kolejne.
Ponadto S/Ldr Szczęsny (oficer z dowództwa sektora) zaliczył kolejne 2 pewne strącenia. Zwycięstwa te okupione zostały jednak stratami. Najpierw w powietrzu zderzyli się F/Lt Marian Łukaszewicz i F/O Przemysław Panek (obaj zginęli na miejscu), następnie podczas walki strąceni zostali Sgt. Tadeusz Ostrowski z 315. (poległy) a także wspomniany wcześniej S/Ldr Szczęsny i F/O Gęca (Dywizjon 316.), którzy dostali się do niewoli. 9 kwietnia do dowództwa sektora w miejsce po strąconym S/Ldr Szczęsnym przeniesiony zostaje dowódca "Dębliniaków" S/Ldr Sawicz. Na jego miejsce jako dowódcy Dywizjonu 315. zostaje wyznaczony S/Ldr Jerzy Popławski, przebywający w tym czasie na odpoczynku od lotów bojowych jako instruktor w 58 OTU.
20 kwietnia podczas "Ramrod 67" F/O Dubielecki zestrzelił jednego FW-190, a S/Ldr Popławski i Sgt Janowski uszkodzili kolejne dwa. Ze względu na warunki atmosferyczne był to ostatni lot operacyjny w kwietniu.

4 maja Dywizjony 315. i 316. pod dowództwem W/Cdr Kołaczkowskiego wystartowały na operację "Ramrod 68", czyli osłonę amerykańskich Latających Fortec dokonujących nalotu na fabryki w Antwerpii. Formacja była wielokrotnie atakowana przez wroga, który był skutecznie przepędzany. Chociaż F/O Dubielecki uszkodził jednego przeciwnika, to Polskie Skrzydło straciło dwóch pilotów. Jednym z nich był poległy F/Lt Maciej Lipiński z Dywizjonu 315. 13 maja Skrzydło w tym samym składzie wzięło udział w kolejnej operacji "Ramrod" ponownie jako osłona bombowców B-17. "Kolejarze" zapisali na swoje konto jedno uszkodzenie przeciwnika (F/O Blok), ale okupili to stratą P/O Kuryłowicza, który trafił do niewoli. Dzień później podczas "Ramrod 73" doszło do kolejnego starcia z poważnymi siłami wroga. Piloci Dywizjonu 315. zgłosili uszkodzenie 3 wrogich maszyn. Strat własnych nie poniesiono. 15 maja okazał się być wyjątkowo smutnym dniem dla 1. Polskiego Skrzydła Myśliwskiego i całych Polskich Sił Powietrznych. Podczas operacji "Circus 297" 35 polskich Spitfire'ów z Dywizjonów 303., 315. i 316. stanowiąc górną osłonę, starło się z wrogiem w okolicach Caen. Chociaż "Kolejarze" dopisali na swoje konto jedno strącenie pewne (F/O Blok) i jedno uszkodzenie (F/O Dubielecki), to w walce poległ G/Cpt Stefan Pawlikowski, zaś Sgt Lewandowski trafił do niewoli. 17 maja podczas operacji "Rodeo 217" F/Lt Zając uszkodził jedno FW-190. 28 maja podczas operacji "Circus 305" Dywizjon 315. został nagle zaatakowany przez klucz Me-109. Niemcy zabili Sgt Jana Rogowskiego, po czym odskoczyli nim reszta Dywizjonu mogła podjąć pościg.

Ponownie na odpoczynku
(czerwiec - listopad 1943).

1 czerwca Dywizjon 315. odszedł na zasłużony odpoczynek do Hutton Cranswick i został włączony do 2. PSM, którego dowódcą w tym czasie był W/Cdr Aleksander Gabszewicz. "Kolejarze" pozostawili w Northolt swoje Spitfire'y Mk. IX i przejęli Spitfire'y Mk. V po Dywizjonie 303.
Baza Hutton Cranswick zlokalizowana była w 12. Grupie Myśliwskiej, w środkowej części Wielkiej Brytanii. Piloci mogli skupić się na odpoczynku i szkoleniu nowych pilotów, ale mimo to wykonali kilka lotów operacyjnych dla wsparcia m.in. 1. PSM.
21 czerwca w związku z reorganizacją PSP W/Cdr Gabszewicz objął dowodzenie 1. PSM, zaś jego miejsce zajął W/Cdr Tadeusz Nowierski. W czerwcu "Kolejarze" wykonali tylko kilka lotów operacyjnych. Choć do Hutton Cranswick zostali skierowani na odpoczynek, to pobyt tam nie wspominali dobrze. Do latania otrzymali już mocno zużyte Spitfire'y starszej wersji Mk.V. Ponadto baza zlokalizowana była z dala od "cywilizacji", więc w wolnym czasie również ciężko było o rozrywkę.


Na zdjęciu: W/Cdr. Aleksander Gabszewicz. Od 21 czerwca 1943 r., dowódca 1 Polskiego Skrzydła Myśliwskiego. Domena publiczna.

Niespodziewanie 3 lipca przyszedł rozkaz do kolejnej przeprowadzki. Tym razem Dywizjon 315. miał się przenieść na lotnisko RAF Ballyhalbert w Irlandii Północnej (jednocześnie opuszczając 2. PSM). Tym samym 315. stał się pierwszym dywizjonem Polskich Sił Powietrznych jaki miał bazować na irlandzkiej ziemi. Mieszkańcy Irlandii ciepło przyjęli przybyszów znad Wisły.
Podczas pobytu w Irlandii Północnej Dywizjon 315. wykonywał głównie loty w osłonie żeglugi. Choć do spotkań z wrogiem nie dochodziło, to wciąż dochodziło do strat. 8 lipca podczas lotu treningowego na skutek awarii silnika rozbija się F/Sgt Malczewski. Pilot został ranny.
22 sierpnia podczas lotu treningowego uderza w ziemię P/O Jerzy Tuczemski. Pilot ponosi śmierć. 11 września na skutek złej widoczności, w powietrzu zderzają się samoloty W/O Stanisława Grodnowskiego i Sgt. Władysława Kołka. Obaj piloci zginęli. 5 października podczas lotu treningowego rozbija się Sgt Henryk Flieger. Pilot ginie na miejscu.

Mimo to zdarzały się także pozytywne akcenty. 13 sierpnia w godzinach popołudniowych do Ballyhalbert przybył Naczelny Wódz gen. Kazimierz Sosnkowski, który funkcję tą objął zaledwie miesiąc wcześniej po tragicznej śmierci gen. Sikorskiego. Następnego dnia 14 sierpnia, czyli w dniu święta Dywizjonu gen. Sosnkowski odznaczył kilku pilotów orderami, po czym nastąpiła defilada. Wieczorem tego dnia, już po odlocie Naczelnego Wodza, doszło do zabawy z okazji święta jednostki.
13 listopada Dywizjon 315. przenosi się ponownie na pierwszą linię do 11. Grupy Myśliwskiej, na lotnisko Heston. 5 miesięczny pobyt na tyłach, który w teorii miał być dla pilotów Dywizjonu 315. okresem odpoczynku i regeneracji, przyniósł śmierć 4 pilotom.

Przygotowania do Inwazji
(listopad 1943 - czerwiec 1944).

Przeprowadzka do Heston zbiegła się w czasie z końcem reorganizacji RAF'u (a tym samym PSP), przed planowaną na rok 1944 inwazją na kontynent. Decyzję o reorganizacji podjęto w połowie 1943 roku. Zakładała ona, że likwidacji ulegnie dowództwo lotnictwa myśliwskiego (Fighter Command) i dowództwo lotnictwa wsparcia armii (Army Cooperation Command).
W ich miejsce miała powstać grupa mieszana pod nazwą 2nd Tactical Air Force (2nd TAF), której celem było wsparcie wojsk inwazyjnych oraz Air Defence of Great Britain (ADGB), której celem było zapewnienie obrony powietrznej Wielkiej Brytanii.
W skład 2nd TAF wchodzić miały dywizjony myśliwskie, myśliwsko-bombowe, lekkich bombowców a także rozpoznania i transportowe. Choć pierwotnie Brytyjczycy planowali wykorzystać tylko dwa polskie dywizjony (309. i 318.), to dzięki staraniom polskiego dowództwa do 2nd TAF włączone zostały dwa pełne polskie skrzydła (1. PSM i 2. PSM), a także polski 305. Dywizjon Bombowy, (polski) Lotniczy Park Materiałowy oraz (polski) Ruchomy Warsztat Napraw i Ratownictwa Technicznego.

Wiązało się to niestety z przyjęciem nowej struktury jednostek, które oddzielały część latającą od obsługi naziemnej. W nowej strukturze dywizjon składał się już tylko z personelu latającego, zaś wyłączony z niego personel naziemny tworzył Eszelony Obsługowe (Servicing Echelon - SE). Dzięki temu dowódca dywizjonu mógł skupić całą uwagę na operacjach lotniczych bez zaprzątania sobie głowy obsługą techniczną maszyn. Z drugiej strony eszelony obsługowe nie były już przypisane do obsługi konkretnego dywizjonu, tylko obsługiwać miały każdy dywizjon znajdujący się na ich obszarze. Był to niewątpliwie cios zarówno dla pilotów jak i mechaników polskich dywizjonów.
Czytając wspomnienia polskich lotników, zawsze natrafia się na fragment poświęcony polskim mechanikom - ich oddaniu i trosce o losy maszyny i pilota któremu - jak sami mówili - tylko wypożyczali "swoje" samoloty. Problem ten najwyraźniej nie umknął uwadze dowództwa, gdyż postarano się, aby polskie Eszelony Obsługowe, choć jako oddzielne jednostki, były przypisane do miejsca stacjonowania polskich dywizjonów.

Przenosząc się do Heston Dywizjon 315. (personel latający) dołączył do Dywizjonu 306. tworząc 133. Polskie Skrzydło Myśliwskie (dawniej 2. PSM). Personel naziemny został włączony do 3104. Eszelonu Obsługowego. Skrzydło i Eszelon tworzyły razem 133. Lotniczy Port Polowy Northolt (dowódca W/Cdr Tadeusz Nowierski), zaś ten razem ze 131. Lotniczym Portem Polowym Northolt tworzyły 18. Sektor (Northolt) pod dowództwem W/Cdr Rolskiego. Po raz kolejny W/Cdr Rolski był pierwszym nie-Brytyjczykiem na tak wysokim stanowisku.
Pierwszy lot operacyjny ("Ramrod 316") z nowego lotniska Dywizjon 315. wykonał 19 listopada. Do końca miesiąca "Kolejarze" wykonali jeszcze 5 operacji "Ramrod", ale do starcia z wrogiem nie doszło.
W okresie od 1 do 13 grudnia 133. PSM wykonało 4 operacje "Ramrod". Podczas ostatniej z nich ("Ramrod 363") przez ogień artylerii przeciwlotniczej nad Holandią został strącony F/O Roman Wal. Pilot trafił do niewoli. 19 grudnia oba dywizjony Skrzydła zostały przeniesione do Llanbedr w Walii w celu odbycia szkoleń ze strzelania poligonowego które potrwało do końca roku.

Początek 1944 nie był dla "Dębliniaków" szczęśliwy. Choć podczas pierwszej tego roku operacji, dnia 4 stycznia do spotkania z wrogiem nie doszło, to już 6 stycznia podczas operacji "Rhubarb" ogniem artylerii przeciw lotniczej strącony zostaje F/Sgt Kazimierz Łojka. Pilot ginie na miejscu. Do końca miesiąca 315. wykonuje jeszcze 9 lotów operacyjnych. Nie odnosi żadnych zwycięstw, ale szczęśliwie nie ponosi dalszych strat.
W lutym oba dywizjony 133. Skrzydła wzięły udział w 16 operacjach "Ramrod". Do starć z wrogiem nie dochodziło. 6 lutego był dniem szczególnym dla Dywizjonu 315. Tego dnia, na kolejne 3 miesiące przejmowali oni od Dywizjonu 309. opiekę nad Sztandarem Polskich Sił Powietrznych.
Sztandar ten został wykonany potajemnie jeszcze w 1940 roku w (przedwojennie polskim) Wilnie znajdującym się w tym czasie pod okupacją sowiecką. Następnie po burzliwych przejściach, przy wydatnej pomocy dyplomatów ... japońskich (!), przez ... Berlin (!!) i Szwecję, w marcu 1941 roku dotarł do Wielkiej Brytanii, gdzie od lipca 1941 roku co 3 miesiące był przekazywany kolejnym Polskim Dywizjonom, począwszy od Dywizjonu 300. Dla każdej kolejnej polskiej jednostki przyjęcie sztandaru było chwilą podniosłą.
15 lutego dowództwo 133. Skrzydła objął W/Cdr Julian Kowalski. Dzień później, 16 lutego S/Ldr Popławski odchodzi na odpoczynek od lotów bojowych i zdaje dowództwo S/Ldr Eugeniuszowi Horbaczewskiemu (zwanemu "Dziubkiem").

S/Ldr Horbaczewski (podobnie jak jego poprzednik) był absolwentem ostatniej przedwojennej XIII promocji w słynnej Szkole Orląt w Dęblinie. Choć latanie bojowe (po przedłużającym się przeszkoleniu) rozpoczął dopiero w sierpniu 1941 roku, to szybko dał się poznać jako doskonały myśliwiec.
Po początkowej służbie w Dywizjonie 303. (gdzie odniósł 3 pewne zwycięstwa) zgłosił się na ochotnika do formowanej "Eskadry Afrykańskiej", znanej później jako "Cyrk Skalskiego". W tym elitarnym gronie Horbaczewski okazał się być najskuteczniejszym pilotem dopisując na swoje konto kolejnych 5 zestrzeleń.
Po okresie "afrykańskim" został najpierw dowódcą eskadry w brytyjskim (!) Dywizjonie 43., a po kilku miesiącach objął dowództwo całego dywizjonu jako jeden z 3 Polaków, którzy dowodzili brytyjskimi dywizjonami. Latając z 43. dopisał na swoje konto kolejne 3 zestrzelenia i obejmując w lutym dowodzenie "Dębliniakami", z 11 strąceniami na koncie, był jednym z czołowych polskich asów.

133. PSM wykonało 5 operacji "Ramrod" w pierwszej połowie marca. Podczas ostatniej z nich, 11 marca, F/Lt Stefankiewicz musiał ratować się skokiem ze spadochronem i wylądował w morzu. Na szczęście pilot szybko został wyłowiony i mógł powrócić do Dywizjonu.
17 marca w celu uzupełnienia składu do wymaganej liczby trzech dywizjonów, 133. PSM zostaje zasilone 129. Dywizjonem RAF. Drugą połowę miesiąca skrzydło w nowym składzie spędziło ponownie na szkoleniach w Llanbedr. Tym razem doskonalono bombardowanie z lotu nurkowego i ataki z lotu koszącego.
W tym czasie wszystkie dywizjony Skrzydła wyposażone były w wciąż starsze wersje Spitfire'ów Mk. V. Pomijając fakt, że wersja ta ustępowała osiągami nowe myśliwce niemieckie, to maszyny używane przez 133. Skrzydło były już mocno zużyte technicznie (przekazywane z jednego dywizjonu do drugiego).
Skutkować to musiało coraz częstszymi awariami i wyłączaniem z użytku kolejnych maszyn. Mimo to w marcu 1944 roku wskaźnik sprawności Spitfire'ów Mk. V obsługiwanych przez polski personel naziemny (133. PSM) wynosił 84,3% podczas kiedy w tym samym czasie, dla tego samego typu, w jednostkach brytyjskich wynosił zaledwie 69,6%. Jest to chyba najlepsze świadectwo kwalifikacji i oddania polskich mechaników. 2 kwietnia sekcja z Dywizjonu 315. wykonała ostatni lot operacyjny na Spitfire'ach.

3 kwietnia rozpoczęło się długo oczekiwane przezbrojenie Dywizjonu 315. (razem z całym Skrzydłem) na nowe amerykańskie Mustangi Mk.III. Mustangi były szybsze od Spitfire'ów, ale chyba większą ich zaletą był duży zasięg, dzięki któremu startując z Wielkiej Brytanii mogły razić cele w Niemczech, lub stanowić bliską eskortę bombowców na całej długości ich trasy.
Nowe samoloty nie były jedyną zmianą dla "Dębliniaków" w pierwszych dniach kwietnia 1944 r. Rozkazem dowództwa wszystkie dywizjony 2nd TAF zostały przeniesione ze stałych lotnisk (z wygodnym zapleczem), na wysunięte lotniska polowe (Advance Landing Ground, ALG).
Lotniska te pozbawione były stałych zabudowań. Życie i praca zorganizowane było pod namiotami, co miało przyzwyczaić personel do pracy i przemieszczania się w takich warunkach na kolejne improwizowane lotniska podążając za przesuwającym się frontem.
Nowością były też pasy startowe, który ułożone były z metalowych siatek. Piloci musieli się przyzwyczaić do lądowania na takiej powierzchni. Tym sposobem 1 kwietnia Dywizjon 315. trafił na lotnisko Coolham.
19 kwietnia "Dębliniacy" ponoszą pierwszą stratę na Mustangach. Tego dnia podczas lotu treningowego, w locie nurkowym rozpadło się usterzenie w samolocie P/O Romana Brygidera. Pilot zginął. W kwietniu po przeszkoleniu na nowy typ samolotu udało się "Kolejarzom" wykonać tylko 2 loty operacyjne: 26 kwietnia siłą 4 samolotów i 29 kwietnia w pełnym składzie z resztą skrzydła. Podczas tego drugiego lotu lekko ranny został S/Ldr Horbaczewski.


Na zdjęciu: Mustang MK III Tadeusza Nowierskiego. Domena publiczna.

W maju 133. PSM zaczęło wykorzystywać duży zasięg Mustangów. Dywizjony były kierowane do rażenia dalekich celów i jako eskorta amerykańskich bombowców B-17, atakujących cele w Niemczech. Jeden z takich lotów wykonanych w maju zapadł w pamięć ich uczestnikom, a zwłaszcza prowadzącemu skrzydło W/Cdr Skalskiemu.
Tego dnia Skrzydło miało przechwycić nad Hamburgiem B-17 powracające z nalotu. Trasa, kurs i godzina spotkania zostały obliczone przez Operations i przekazane pilotom. Pogoda tego dnia nie sprzyjała lotom. Niska podstawa chmur i pełne pokrycie.
Po godzinie 8:00 Skrzydło startuje w pełnym składzie. Po minięciu Dover już nad kanałem formacja zaczyna przebijać się przez chmury. Parametry lotu jako kurs i prędkość zostały omówione na ziemi. Każdy z pilotów po wejściu w chmury musiał obserwować przyrządy i lecieć zgodnie z wytycznymi, gdyż widoczność sięgała najwyżej końca własnego skrzydła.
Wznoszenie w takim "mleku" przedłużało się. W końcu piloci wyskoczyli "na powierzchnie". W/Cdr Skalski jako prowadzący obejrzał się i z dumą patrzył jak z chmur w idealnym szyku wyłaniają się kolejne samoloty.

Widoczności ziemi jednak nie było i należało się zdać na wyliczony kurs, pilnując jednocześnie czasu. Wiedziony instynktem W/Cdr Skalski postanowił jednak zmienić kurs o 3 stopnie. Skrzydło poleciało za nim, ale po chwili ciszę radiową złamał S/Ldr Horbaczewski, który zawiadomił dowódcę, że lecą złym kursem i pewnie w maszynie prowadzącego zawiodła busola.
W/Cdr Skalski uspokoił dowódcę "Dębliniaków", ale u pilotów musiało to wywołać konsternację. Kiedy zbliżała się ustalona godzina spotkania z bombowcami, na horyzoncie piloci dostrzegli czarne obłoczki świadczące o ogniu artylerii przeciwlotniczej. Był to znak że formacja bombowców znajduje się niedaleko.
Skrzydło szybko zajęło miejsca wokół swoich podopiecznych i ubezpieczali je w drodze powrotnej. Teraz W/Cdr Skalski nie musiał się już zajmować nawigacją. Obowiązek ten spoczywał na bombowcach. Jak to się jednak stało, że mimo iż W/Cdr Skalski zmienił kurs, spotkał bombowce o wyznaczonej godzinie w wyznaczonym miejscu? Wszyscy zadawali sobie to pytanie. Okazało się, że już po starcie, do Operations wpłynęły nowe dane meteo wskazujące na zmianę kierunku wiatru.
Niestety Skrzydło znajdowało się już poza zasięgiem radiostacji i nie można im było nowego kursu podać. Po wylądowaniu W/Cdr Skalski nakazał aby obliczyć trasę Skrzydła na podstawie pierwotnego kursu przy faktycznych warunkach meteo.
Obliczenia pokazały, że Skrzydło minęłoby się z bombowcami, a w drodze powrotnej wiatr tak zniósłby Mustangi, że 36 samolotów na skutek braku paliwa musiałoby wodować w kanale La Manche. Tylko dzięki niesamowitemu instynktowi W/Cdr Skalskiego wyprawa ta nie skończyła się katastrofą.

20 maja podczas operacji "Ramrod 898" ginie F/O Stanisław Caliński. Szczęśliwiej natomiast dla 315. skończyła się wyprawa "Ranger", 4-samolotowej sekcji dnia 25 maja. Zestrzelono 2 samoloty treningowe Arado Ar-96B. Jedna maszyna padła łupem F/Lt Marciniaka, zaś drugą podzieli między siebie F/O Polak, F/O Kriste i F/Sgt Jankowski.
Intensyfikacja lotów na wymiatanie w drugiej połowie maja oznaczała, że długo oczekiwana inwazja na "Twierdzę Europa" zbliżała się wielkimi krokami. 4 czerwca do dywizjonów myśliwskich przyszedł rozkaz, aby na górnej i dolnej powierzchni skrzydeł i w tylnej części kadłuba wymalować biało czarne pasy. Miało to ułatwić szybką identyfikację swoich maszyn przez wojska inwazyjne i zminimalizować straty spowodowane przez własny ogień.
6 czerwca 1944 roku nastąpiło długo oczekiwane lądowanie sprzymierzonych w Normandii - operacja "Overlord". Na długo przed świtem 133. PSM w pełnym składzie i pod dowództwem W/Cdr Skalskiego wystartowało jako osłona szybowców transportowych, które na pokładzie miały amerykańskich spadochroniarzy z 82. i 101. Dywizji Powietrzno-Desantowej. Było to jedyne zadanie wykonane przez Dywizjon 315. w D-Day.

Następny dzień okazał się znacznie bardziej pracowity. Po pierwszym szoku, wywołanym inwazją, 7 czerwca Luftwaffe przystąpiła do kontrataku. 315. razem ze skrzydłem startował tego dnia 4 razy, biorąc udział w całodniowej operacji "Ramrod 980". Podczas pierwszego lotu, F/Lt Sworniowski strącił jednego FW-190.
Kilka godzin później podczas drugiego lotu (wciąż w ramach "Ramrod 980") doszło do starcia z liczną formacją Me-109. F/Lt Marciniak zaliczył strącenie pewne i prawdopodobne, zaś F/O Kirste, F/Sgt Berka, i F/Sgt Idrjan strącili po jednym pewnym Me-109 na głowę. Jeszcze lepiej poszło sąsiedniemu 316. Dywizjonowi, który strącił 11-1-5, maszyn wroga. Sukcesy całego Skrzydła tego dnia, przyniosły wiele pochwał z dowództwa.
8 czerwca Dywizjon 315. latał głównie na atakowanie celów naziemnych. Podczas jednego z lotów, ogniem artylerii trafiony został Mustang F/Lt Cwynara. Pilot nie został ranny, ale trafienie spowodowało szybkie zatarcie silnika i samolot zamienił się w szybowiec.
F/Lt Cwynar posadził Mustanga w polu, ale wybierając miejsce do lądowania nie dostrzegł z góry powbijanych drewnianych słupków, które miały stanowić zaporę przeciw szybowcom desantowym. Jego Mustang zderzył się z takim słupem, co spowodowało oderwanie skrzydła.
Pilotowi jednak udało się wyjść z kraksy bez szwanku. Przypadkiem szybko trafił na brytyjskiego żołnierza na motocyklu, którego zadaniem było "wyłapywanie" takich strąconych lotników i odstawianie ich na przyczółki na plaży Normandii, skąd byliby zabierani do Anglii by jak najszybciej wrócić do walki.

F/Lt Cwynar już 9 czerwca był z powrotem w Coolham. Niestety dowództwo lotnictwa zdążyło już zawiadomić żonę o jego śmierci. Następnego dnia 10 czerwca S/Ldr Horbaczewski polecił swojemu podkomendnemu aby wziął Mustanga i poleciał na lotnisko Dumfries, w pobliżu którego mieszkała jego małżonka, aby pokazał jej się cały i zdrowy.
Miał on jednak wracać jeszcze tego samego dnia, i już wieczorem był prowadzącym formację w kolejnym locie bojowym. Tak F/Lt Cwynar opisał to w swoich wspomnieniach:

"Tego ranka Horbaczewski mógł po prostu kazać kanceliście z Dowództwa Lotnictwa Myśliwskiego wysłać kolejny telegram do Dumfries, informujący moją żonę, że wróciłem bezpiecznie do Coolham. Było wyrazem jego dobrej woli, że wysłał mnie do domu, a teraz - aby pokazać innym pilotom, że nikt w dywizjonie nie jest faworyzowany - wyznaczył mnie na prowadzącego ostatni lot tego dnia. Wymagający, a jednocześnie przyjacielski, a co najważniejsze: zawsze uczciwy - dlatego właśnie wszyscy piloci tak bardzo szanowali Horbaczewskiego".

Wcześniej tego dnia, podczas operacji "Ramrod 986", trafiony ogniem artylerii został F/Lt Adam Sworniowski. Pilot uratował się na spadochronie, ale kiedy po wylądowaniu biegł w stronę lasu aby się ukryć został zastrzelony przez Niemców, czego świadkiem byli koledzy z Dywizjonu.
12 czerwca podczas operacji "Armed recco" ("zbrojne rozpoznanie" - lot po wyznaczonej trasie z zadaniem atakowania napotkanych celów) "Kolejarze" napotkali 7 FW-190. W szybkim ataku strącili 4 z nich. 2 strącenia zaliczył F/Sgt Bargiełowski, a po jednym S/Ldr Horbaczewski i F/O Kirste. Dzień później kolejne strącenie na konto dywizjonu zaliczył F/Lt Stefankiewicz.
22 czerwca alianci przystąpili do ataku na Cherbourg, aby zlikwidować ostatnie desperacko broniące się na półwyspie jednostki niemieckie. Z powietrza atak osłaniało 133. PSM. Ogniem artylerii strącony został dowódca Eskadry "A" w Dywizjonie 315. F/Lt Henryk Stefankiewicz. Pilot utonął.
Trafiony został również Mustang W/O Tamowicza. Pilot zmuszony był lądować awaryjnie w pobliskim bagnie. Udało mu się wydostać z maszyny. Lądowanie z góry obserwował S/Ldr Horbaczewski. Widząc, że pilot wychodzi o własnych siłach z maszyny, zdał dowództwo Dywizjonu swojemu zastępcy i postanowił ratować podkomendnego. Może obawiał się, aby nie spotkał go los F/Lt Sworniowskiego?

S/Ldr Horbaczewski wylądował swoim Mustangiem na będącym w budowie polowym lotnisku amerykańskim. Wypożyczył od nich jeepa, po czym skierował się w miejsce gdzie ostatni raz widział W/O Tomowicza.
Tam zastał pilota całego, ale zaskoczonego widokiem swojego dowódcy i ... w samej bieliźnie, gdyż mundur suszył się po przeprawie przez bagno. Nie tracąc czasu, w takim "stroju" W/O Tomowicz wrócił ze S/Ldr Horbaczewskim na lotnisko.
Choć W/O Tomowicz był już względnie bezpieczny, to S/Ldr Horbaczewski postanowił go zabrać do Anglii na pokładzie swojego jednoosobowego myśliwca. W tym celu wyrzucił z samolotu spadochron (na którym pilot w trakcie lotu siedzi), kazał W/O Tomowiczowi zająć miejsce w kabinie, a sam usiadł na jego kolanach. Z tej pozycji, przy otwartej kabinie, poprowadził Mustanga do Anglii. Po kilkudziesięciu minutach wylądowali bezpiecznie w Coolham. Opuszczanie kabiny przez dwóch pilotów wywołało ogromne zdziwienie ale i radość wśród zgromadzonych.

Walki w Normandii toczyły się jednak nadal. 23 czerwca 20 Mustangów z Dywizjonów 306. i 315. pod dowództwem W/Cdr Skalskiego starło się z wrogimi Me-109 nad Tilliers. Z Dywizjonu 315. F/O Polak strącił 2 na pewno, F/Lt Schmidt 1 na pewno, F/O Kirste 2 uszkodzone, F/Sgt Bargiełowski 1 uszkodzony.
Ponadto dowódca Skrzydła W/Cdr Skalski strącił Me-109, zaś piloci 306. zgłosili 1 zestrzelenie i 2 uszkodzenia. Zwycięstwa okupione zostały poległym W/O Janem Adamiakiem.
Do końca miesiąca Dywizjon 315. wykonywał loty na wymiatanie. Jednocześnie Skrzydło przebazowało się na lotnisko Ford. Do spotkań z wrogiem w powietrzu, w czerwcu już jednak nie doszło. W czerwcu 1944 roku wspierając inwazję sprzymierzonych na Europę 133. Polskie Skrzydło Myśliwskie pod dowództwem W/Cdr Skalskiego strąciło 36 samolotów nieprzyjaciela stając się tym samym najskuteczniejszą jednostką 2nd TAF w tym miesiącu. 13 z tych maszyn padło łupem "Dębliniaków".

W obronie Wielkiej Brytanii
(lipiec - październik 1944)

Lipiec przyniósł kolejną reorganizację. Przede wszystkim przygotowując się do przerzucenia dywizjonów myśliwskich na lotniska znajdujące się, na wyzwolonych terenach, podjęto decyzję o likwidacji 18. Sektora. Ponadto zlikwidowano Polowe Porty Lotnicze, włączając Eszelony Obsługowe do Skrzydeł Myśliwskich.
Wydawać by się mogło, że powrócono do stanu z przed poprzedniej reorganizacji, ale faktycznie personel techniczny pozostał nadal poza strukturą dywizjonu. Ponadto w nowej strukturze skrzydło posiadało dowódcę operacyjnego (odpowiedzialnego za kwestie administracyjne i planowanie) oraz dowódcę latającego(prowadzącego formację w locie). W wypadku 133. PSM po reorganizacji funkcje te pełnili odpowiednio W/Cdr Nowierski i W/Cdr Skalski. Nowa organizacja weszła w życie 12 lipca.
Drugą zmianą, było przeniesienie 133. PSM z 2nd TAF do wspomnianego wcześniej ADGB. Było to spowodowane rozpoczęciem przez Niemców nalotów przy użyciu nowej broni. V1 - bo o nim mowa - był w rzeczywistości bezzałogowym samolotem (wypełnionym materiałem wybuchowym) o napędzie odrzutowym, który wystrzelony z terenów okupowanych leciał w kierunku Londynu. Po ustalonym czasie silnik wyłączał się automatycznie, a latająca bomba kierowała się ku ziemi. Początkowo był to dla Brytyjczyków szok. Wróciły wspomnienia z lata 1940 roku. Jednak szybko zorganizowano obronę, podzieloną na 3 pierścienie.


Na zdjęciu: V-1. Autor: Mateusz Maroński.

Ten najbardziej zewnętrzny był w odpowiedzialności dywizjonów myśliwskich wyposażonych w najszybsze maszyny (Mustangi i Tempesty). Jeśli "czarownica" (jak mówiono o V1) przedarła się, przez pierwszy pierścień, trafiała na drugi, który stanowiła artyleria przeciwlotnicza. Kluczowym było, aby myśliwcy w pogoni za V1 nie wlatywali w obszar działania artylerii, gdyż ta strzelała do wszystkiego co znajdowało się w powietrzu.
Ostatnim, najbardziej wewnętrznym pierścieniem była sieć balonów zaporowych. Ponieważ Powietrzne Siły Obrony (ADGB), miały w swoim składzie za mało dywizjonów wyposażonych w szybkie maszyny, dowództwo zwróciło się o przekazanie z 2nd TAF części dywizjonów wyposażonych w Mustangi. Wybór padł na 133. PSM.
Z dwóch polskich skrzydeł, to właśnie 133. wyposażone było w Mustangi (131. latało na Spitfire'ach). Ponadto Polskie Siły Powietrzne, tak mocno eksploatowane w pierwszych latach wojny, cierpiało na braki kadrowe, spowodowane brakiem dopływu rekrutów. Skutkiem tego, spora część stanowisk obsadzona była przez Brytyjczyków. W związku z nowym zadaniem Dywizjon przeniesiono na lotnisko Brenzett.
Choć pogoń za V1 była dla pilotów uciążliwa, a niektórzy uważali wręcz że to nie zadanie dla "rasowych myśliwców" to "Kolejarze" wykonywali tą pracę sumiennie. W lipcu ich łupem padło 37 "czarownic".

Ku uciesze pilotów zdarzały się także odskocznie od polowania na V1. Czasem kierowano dywizjony Mustangów na loty w eskorcie, lub swobodne wymiatanie. I tak 30 lipca 1944 roku Dywizjon 315. w sile 10 maszyn został wysłany jako eskorta 48 Beaufighterów, które miały zaatakować cele w odległej Norwegii.
Co ciekawe kiedy 2 lata wcześniej RAF wprowadzał na swoje wyposażenie Mustangi wykluczał możliwość użycia ich w lotach do Norwegii ze względu na zbyt mały zasięg. Podejście to zmienił ... Polak F/O Janusz Lewkowicz z Dywizjonu 309., który w 1942 wykonał samowolny (lecz poprzedzony długimi obliczeniami), zakończony sukcesem lot właśnie do Norwegii .
Wracając do lotu z 30 lipca 1944 roku, to jeszcze nad Morzem Północnym, na skutek awarii lub złej pogody, zawróciły do bazy 4 Mustangi. Pozostała 6 pod wodzą S/Ldr Horbaczewskiego dotarła do Norwegii, gdzie trafili na grupę 15 Me-109 (z czasem pojawiły się również Me-110 i FW-190).
Niemcy nie spodziewali się alianckich myśliwców tak daleko od Wielkiej Brytanii. Polacy ruszyli do ataku i odnieśli duży sukces. S/Ldr Horbaczewski, F/Lt Cwynar i P/O Świstuń zestrzelili po 1 i 1/2 Me-109. F/O Nowosielski 1/2 Me-109, W/O Jankowski 1 Me-109 i 1 FW-190, zaś W/O Jankowski 1 Me-110. Ogółem strącono 8 maszyn wroga bez strat własnych.

2 sierpnia W/Cdr Skalski odchodzi do prac sztabowych. Nowym latającym dowódcą 133. PSM zostaje W/Cdr Jan Zumbach, nazywany "Donaldem". W pierwszych dniach sierpnia do jednostek polskich w Wielkiej Brytanii dotarła wiadomość o wybuchu Powstania w Warszawie.
Wszyscy rwali się, aby jakoś przyjść walczącej stolicy z pomocą. Nieoficjalnie dokonywano obliczeń zasięgu Mustangów, czy są w stanie dolecieć do Warszawy (nawet bez możliwości powrotu). Zakładano także loty wahadłowe z lądowaniem w ZSRR, tak jak to robili Amerykanie. Oczywiście nic z tych planów nie wyszło. Nie leżało to w interesie Stalina.
Mimo wewnętrznego buntu Polacy wykonywali powierzone im zadania. W sierpniu "Dębliniacy" kontynuowali monotonną walkę z V1, sporadycznie wykonując loty jako osłona Beaufighter'ów atakujących żeglugę.
Okazja do wykonania "ciekawszej" operacji nadarzyła się 18 sierpnia, kiedy Dywizjon 315. został wyznaczony do wykonania swobodnego wymiatania w okolicach Beauvais ("Rodeo 385"). S/Ldr Horbaczewski był tego dnia chory, ale mimo złego stanu zdrowia zdecydował się poprowadzić "Dębliniak'ów".

Jego osobisty Mustang PK-G nie był gotowy do lotu, więc "Dziubek" zasiadł za sterami PK-K. Nad Beauvais W/O Słoń dostrzegł startującą grupę FW-190. Zgłosił to przez radio dowódcy, ale ten nie odpowiadał. Prawdopodobnie w jego Mustangu doszło do awarii radia.
W tym momencie dostrzeżono kolejną grupę FW-190. W sumie około 60 maszyn zbierało się w formację po starcie. Ponieważ "Dziubek" nie reagował, jego zastępca F/Lt Pietrzak wydał rozkaz do ataku.
Pierwszy ruszył W/O Słoń, za nim reszta Dywizjonu w tym i S/Ldr Horbaczewski, który mimo braku łączności zorientował się w sytuacji. Dalsze wydarzenia potoczyły się szybko. Doszło do indywidualnych starć, które trwały około 15 minut. W pewnym momencie F/Lt Pietrzak nakazał zbiórkę na większej wysokości i powrót do Anglii. W zebranej formacji brakowało maszyny S/Ldr Horbaczewskiego. Nie widać go było również nigdzie na niebie.
F/Lt Pietrzak uznał, że na skutek awarii radia, wiadomość o zbiórce do niego nie dotarła, a ponieważ nie widać go było na horyzoncie, to dowódca skierował się prawdopodobnie samodzielnie do Anglii.


Na zdjęciu: S/Ldr Eugeniusz Horbaczewski. Domena publiczna.

Po wylądowaniu w Breznett okazało się, że nikt nie wie co stało się ze S/Ldr Horbaczewskim. Piloci zaczęli składać raporty z walki. F/Sgt Siwek strącił 3 FW-190, F/Lt Pietrzak 2 i 1/2 FW-190, F/Sgt Bargiełowski 2 strącone i 2 uszkodzone FW-190, W/O Słoń zniszczony 1 i 1/2 FW-190, P/O Świstuń 1 strącony i jeden prawdopodobnie strącony FW-190, F/Sgt Kijak 1 zniszczony i 1 uszkodzony, F/Lt Schmidt i F/O Nowosielski po 1 strąceniu.
Ponadto piloci zgłosili 3 pewne strącenia na rzecz S/Ldr Horbaczewskiego nim stracili go z oczu. W sumie Dywizjon 315. uzyskał tego dnia 16 strąceń pewnych, 1 prawdopodobne i 3 uszkodzenia. Ten wynik okazał się być największym zwycięstwem pojedynczego dywizjonu w jednej walce w trakcie całej II Wojny Światowej (włączając w to okres Bitwy o Anglię!).
To piękne zwycięstwo okupione zostało jednak bolesną stratą dowódcy. Chociaż żywiono nadzieję na powrót, lub chociaż informację o dostaniu się do niewoli, to oficjalnie S/Ldr Horbaczewski został uznany za zaginionego.
Wkrótce odznaczono go Złotym Krzyżem Virtutti Millitari (jako jednego z nielicznych pilotów). Dopiero w 1947 roku, w okolicy Valennes pod wbitym w ziemię Mustangiem odnaleziono zwłoki pilota, które zidentyfikowano jako S/Ldr Eugeniusza Horbaczewskiego. W momencie śmierci na jego końce było 16 1/2 strąceń pewnych, 1 prawdopodobne i 1 uszkodzenie, plus 4 strącone V1. Ten wynik daje mu 3 miejsce na liście polskich asów.

Strata uwielbianego dowódcy nie mogła jednak zatrzymać bojowej działalności Dywizjonu. 19 sierpnia na stanowisko dowódcy Dywizjonu 315. został wyznaczony kolega zaginionego "Dziubka" z XIII promocji w Dęblinie, S/Ldr Tadeusz Andersz.
Do końca miesiąca kontynuowano loty przeciwko V1. W okresie lipiec-sierpień Dywizjon 315. strącił 51 i 1/2 tych latających bomb. Wraz z przesuwaniem się linii frontu na kontynencie zagrożenie pociskami V1 malało, gdyż Londyn zaczął być poza ich zasięgiem. 133. Skrzydło wróciło do lotów eskortowych ponownie współpracując z 2nd TAF.
5 września podczas wymiatania w okolicach Hanoweru, ranny od ognia z ziemi został F/Lt Cwynar. Co ciekawe pilot w pierwszym momencie nie poczuł trafienia. W pewnym momencie zaczął jednak odczuwać gorąc na twarzy i karku. Lecący jako skrzydłowy F/O Sztramko zgłosił mu przez radio, że ma twarz całą we krwi. F/Lt Cwynar czuł się jednak dobrze, więc kontynuował lot.
Po wylądowaniu okazało się, że pocisk przebił spód kadłuba, kark pilota (niegroźnie) i wyleciał przez owiewkę. Krew na twarzy rozsmarował przypadkowo ręką już sam pilot. Choć rana byłą niegroźna to jednak milimetry dzieliły pilota od śmierci.


Na zdjęciu: Jeden z dowódców Dywizjonu 315 S/Ldr Tadeusz Andersz. Domena publiczna.

13 września w drodze powrotnej z "Ramrod 1280" rozbił się W/O Kazimierz Siwek. Pilot zginął. 17 września rozpoczęła się największa w historii operacja powietrzno-desantowa - Operacja "Market-Garden". W walkach pod Arnhem wzięła udział polska 1. Samodzielna Brygada Spadochronowa, pod dowództwem legendarnego gen. Stanisława Sosabowskiego.
Osłonę powietrzną operacji zapewniało m.in. 133. PSM, w tym Dywizjon 315. I choć Polacy, rwali się na pomoc osamotnionej Warszawie, która już drugi miesiąc toczyła walkę z Niemcami (i ich kolaborantami), to niestety odmówiono im tej walki.
Podkopało to morale pilotów, którzy wiedzieli o lotach wahadłowych z Anglii do ZSRR, m.in. na Mustangach, na których sami latali. W okresie od 17 do 26 września 133. PSM wykonało 8 lotów jako osłona zrzutów i dla zaatakowania stanowisk wroga. Podczas lotu 20 września poległ W/O Tadeusz Jankowski.
25 września Skrzydło stoczyło nad Arnhem walkę powietrzną z FW-190, ale "Kolejarze" nie odnieśli zwycięstwa. Na szczęście, nie stracili też żadnego pilota. 10 października 133. PSM. przesunięto z Brenzett do Andrews Field. 15 października w miejsce ADGB przywrócono historyczną nazwę: Fighter Command. Rozpoczęto jednocześnie bliższą współpracę z 2nd TAF.

Loty nad Norwegię
(październik 1944 - styczeń 1945)

24 października Dywizjon 315. opuszcza 133. Polskie Skrzydło Myśliwskie i zamienia się miejscami z Dywizjonem 316. przenosząc się na lotnisko Coltishall. Jednocześnie wchodzi w skład 3. Polskiego Skrzydła Myśliwskiego. W tym czasie dowódcą skrzydła był W/Cdr Kazimierz Rutkowski, a Dywizjon 315. był jedyną jednostką wchodzącą w jego skład.
W Coltishall "Kolejarze" pozostali tylko 6 dni, w trakcie których wykonali 3 "Ramrody" w sile dywizjonu i kilka patroli w sile pary samolotów. 30 października Dywizjon 315. został przesunięty do północnej Szkocji, na lotnisko Peterhead, skąd miał wykonywać dalekodystansowe loty do Norwegii w celu osłony Beaufighter'ów i Mosquito, atakujących transport morski z okupowanej Norwegii do III Rzeszy.

8 listopada w locie treningowym zginął Sgt. Adolf Richter. 10 listopada w podczas osłony Liberator'ów atakujących cele w Norwegii zestrzelony przez artylerię został F/Sgt Antoni Ciundziewicki. Pilot utonął. Do końca miesiąca Dywizjon 315. wykonał jeszcze 5 dalekich patroli w pełnej sile.
6 grudnia podczas powrotu znad Norwegii, w samolocie F/Lt Jerzego Schmidta nad morzem Północnym skończyło się paliwo i pilot musiał wodować. Niestety pilot utonął. Następnego dnia 7 października Dywizjon 315. prowadzony przez W/Cdr Rutkowskiego, lecąc jako osłona Beaufighter'ów zaatakował nad Gossen niemieckie ME-109 uzyskując 4-2-0 zwycięstwa.
Dwa strącenia pewne zaliczył F/Lt Wiza, po jednym pewnym zaliczyli W/O Czerwiński i F/Sgt Bargiełowski. Po jednym strąceniu prawdopodobnym zaliczyli W/Cdr Rutkowski i F/Lt Stembrowicz. W/O Idrjan zgłosił strącenie dwóch Niemców, którzy po jego ataku zderzyli się w powietrzu, ale nie zaliczono mu tych zwycięstw. Zwycięstwo Dywizjonu okupiono stratą poległego F/O Andrzeja Czerwińskiego.

23 grudnia podczas lotu eskortowego na skutek awarii maszyny, skokiem ze spadochronem nad morzem Północnym ratował się P/O Tadeusz Lubicz-Lisowski. Pilota nie udało się odnaleźć. Była to ostatnia strata w 1944 roku. Loty do Norwegii nie należały do lubianych przez pilotów. Jednocześnie monotonne i bardzo niebezpieczne.
Przykłady F/Lt Schmidta i P/O Lubicz-Lisowskiego, dobitnie świadczą, że nawet jeśli pilotowi udało się bezpiecznie wydostać z maszyny, to szanse na ratunek na bezkresnym morzu były znikome. Ponadto loty te wykonywane były bardzo często przy złych warunkach atmosferycznych i na poziomie morza.
Za swój wysiłek dowództwo przyznało Dywizjonowi 315. 4 wysokie odznaczenia DFC/DFM. Jedno dla dowódcy S/Ldr Andersza, pozostałe zaś miały być rozdzielone przez samego dowódcę. S/Ldr Andersz zrzekł się przyznanego mu odznaczenia, i we wniosku odznaczeniowym podał nazwiska 4 swoich pilotów.

W styczniu 1945 roku Dywizjon 315. wykonał jeszcze 4 loty eskortowe do Norwegii, po czym 16 stycznia przeniesiony został ponownie do Andrews Field i włączony do 133. Polskiego Skrzydła Myśliwskiego, jako czwarta jednostka obok 306., 309., i 316.

Ponownie w 133. PSM
(styczeń - maj 1945)

Pierwszy lot ze 133. Skrzydłem "Dębliniacy" wykonali 28 stycznia, osłaniając ciężkie bombowce Lancaster podczas ataku na Kolonię (operacja "Ramrod 1444"). Dzień później również z całym Skrzydłem wykonali kolejny lot "Ramrod 1445". Do starć z wrogiem nie dochodziło.
W lutym kontynuowano loty w eskorcie bombowców i na swobodne wymiatanie. Jednak przewaga powietrzna aliantów była miażdżąca. Ponadto na przełomie grudnia i stycznia Luftwaffe wytraciła znaczną część swoich rezerw podczas nieudanej kontrofensywy w Ardenach, stając się cieniem własnej potęgi z początku wojny.
Nie oznaczało to jednak, że Niemcy całkiem zniknęli z nieba. 21 lutego podczas "Rodeo 416" doszło do walki Skrzydła z formacją FW-190. Łupem Polaków padło 6-1-3 Niemców. Z tej liczby Dywizjon 315. zaliczył 3 strącenia pewne (F/Lt Blok, F/O Haczkiewicz i F/Sgt Cempel), 1 prawdopodobne (S/Ldr Andersz) i 3 uszkodzenia (F/Lt Blok, P/O Scott i W/O Czerwiński).
Zwycięstwa okupiono stratą poległego F/Sgt Józefa Donocika i Sgt Kostucha który trafił do niewoli. Odniesione tego dnia zwycięstwa były ostatnimi zwycięstwami powietrznymi uzyskanymi przez Dywizjon 315. Ogółem w lutym Dywizjon 315. wziął udział w 19 operacjach bojowych.

W marcu Niemcy wprowadzili do walki nową odmianę V1 o zwiększonym zasięgu, która odpalana z Holandii znów mogła razić Londyn. W związku z tym 133. PSM zostało ponownie przesunięte do obrony Londynu i zwalczania "czarownic".
Pod koniec miesiąca F/Lt Blok i F/O Bibrowicz (odpowiednio 24 i 25 marca) strącili ostatnie dwie V1 strącone przez PSP, zwiększając konto Dywizjonu 315. do liczby 54 i 1/12, a całych Polskich Sił Powietrznych do 191 i 1/12. W walce z V1 wszystkie polskie dywizjony strąciły około 10% wszystkich V1 zapisanych na konto jednostek myśliwskich. 6 kwietnia S/Ldr Andersz zdał dowództwo Dywizjonu 315. S/Ldr Władysławowi Potockiemu.
Po zażegnaniu niebezpieczeństwa ze strony V1, 133. PSM wróciło do dalekich lotów eskortowych. Podczas takiego lotu w eskorcie bombowców atakujących Hamburg, dnia 9 kwietnia doszło do starcia skrzydła z ME-262 - pierwszymi w historii operacyjnymi myśliwcami odrzutowymi. Niestety żaden nie padł łupem "Dębliniaków".

25 kwietnia Dywizjon 315. wziął udział w wyjątkowo satysfakcjonującej operacji. Tego dnia w ramach "Ramrod 1554" 250 bombowców Lancaster, w tym te z polskiego Dywizjonu 300., w silnej osłonie myśliwskiej, w której znalazło się aż 5 polskich dywizjonów (303., 306., 309., 315. i 316.), dokonało nalotu na Berchtesgaden - ojczyznę narodowego-socjalizmu, gdzie swoją rezydencję miał Adolf Hitler i liczni niemieccy dygnitarze. Było to ostatnie zadanie operacyjne jakie wykonał 315. Dywizjon Myśliwski "Dębliński". 8 maja Niemcy podpisują akt kapitulacji. Na zachodzie Europy oznacza to koniec II Wojny Światowej.

Okres powojenny
(maj 1945 - styczeń 1947)

Wraz z zakończeniem działań wojennych RAF przeszedł na stopę pokojową. 27 lipca dowództwo RAF wydało Okólnik Organizacyjny Fighter Command nr 114, który rozwiązywał 133. Polskie Skrzydło Myśliwskie z dniem 7 sierpnia 1945, oraz tworzył Polską Bazę Myśliwską w Coltishall dnia 8 sierpnia. 9 sierpnia Dywizjon 315. przebazował się do Coltishall, na swoje ostatnie lotnisko w historii.
Miesiąc wcześniej, 6 lipca, Rząd Jego Królewskiej Mości cofnął uznanie legalnego Rządu RP w Londynie, oddając Polskę sowietom i ich marionetkom. W grudniu 1945 roku Dywizjon 315. odbył ostatnie szkolenie strzeleckie w Fairwood Common.
15 lutego 1946 roku nastąpiła ostatnia zmiana na stanowisku dowódcy Dywizjonu. Miejsce S/Ldr Władysława Potockiego zajął S/Ldr Jan Siekierski. W połowie marca 1946 roku brytyjski Minister Spraw Zagranicznych wydał notę informującą o rozwiązaniu Polskich Sił Zbrojnych i zachęcającą Polaków do powrotu do (okupowanej przez Rosjan) Ojczyzny.

20 maja 1946 roku brytyjskie Ministerstwo Wojny powołało do życia Polski Korpus Przysposobienia i Rozmieszczenia (PKPiR). Korpus był częścią składową brytyjskich sił zbrojnych (co komuniści wykorzystali do pozbawienia obywatelstwa polskich wyższych rangą oficerów), formacją ochotniczą i kontraktową.
Służba w nim miała trwać 2 lata, w czasie których żołnierzy kierowano na kursy mające ich przygotować do cywilnego życia. Cały czas namawiano do powrotu do Polski. Wielu z tych, którzy zdecydowało się na taki krok, w Polsce (zniewolonej przez komunistów z moskiewskiego nadania) czekało więzienie, tortury a czasem śmierć.
Jednym z takich pilotów był dowódca 133 Polskiego Skrzydła Myśliwskiego W/Cdr Stanisław Skalski. Początkowo przyjęty do służby w Ludowym Wojsku Polskim, został w 1948 roku aresztowany pod fałszywym zarzutem szpiegostwa, torturowany i w "procesie kiblowym" skazany na karę śmierci. W celi śmierci spędził 8 lat, nie wiedząc, że wyrok zamieniono mu na karę dożywocia. Z więzienia wyszedł w 1956 roku.

31 maja 1946 roku rozkazem brytyjskiego Ministerstwa Lotnictwa Polskie Siły Powietrzne zostały oficjalnie rozwiązane. 8 czerwca 1946 roku w Londynie miała miejsce wielka Parada Zwycięstwa. Rząd premiera Atlee nie chcąc narażać się Stalinowi wysłał zaproszenie do udziału w paradzie nie do żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych, tylko do marionetkowego Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej.
Z PSZ zaproszenie dostali jedynie piloci Dywizjonu 303. którzy mieli maszerować jako część RAF. W ramach solidarności z pozostałą częścią PSZ, "Kościuszkowcy" odmówili wzięcia udziału w paradzie. Komuniści znad Wisły także odmówili wysłania żołnierzy, przez co na tej paradzie zabrakło reprezentacji kraju, który walczył od pierwszego do ostatniego dnia II Wojny Światowej.

14 września Dywizjon 315. razem z Dywizjonami 303., 305., 306., 307., 309. i 316. wziął udział w defiladzie lotniczej nad Londynem w rocznicę Bitwy o Anglię. 4 dni później, 18 września nad Coltishall odbyła się pożegnalna parada lotnicza wszystkich polskich dywizjonów myśliwskich w asyście myśliwców RAF.
25 listopada 1946 roku Dywizjon 315. wykonał pożegnalne loty po czym zaczął zdawać swój sprzęt. W styczniu personel przeniósł się do Framlingham. Oficjalne rozwiązanie Polskiego 315. Dywizjonu Myśliwskiego "Dęblińskie" nastąpiło 14 stycznia 1947 roku. Tydzień przed 6 rocznicą powołania jednostki do życia.

W ciągu 6 lat swojej działalności piloci Dywizjonu 315. wykonali 6927 samolotozadań, w trakcie których strącili 86-18-28 samolotów wroga, co daje mu drugie miejsce na liście najskuteczniejszych polskich dywizjonów. Warto w tym miejscu podkreślić, że skuteczniejszy od 315. był tylko Dywizjon 303., który swoje największe sukcesy święcił w okresie Bitwy o Anglię. Oprócz tego "Dębliniacy" strącili 54 i 1/12 latających bomb V1.
Obecnie tradycje Dywizjonu 315. kontynuuje 41 Baza Lotnictwa Szkolnego im. mjr pil. Eugeniusza Horbaczewskiego w Dęblinie, która w swoim godle zachowała atakującego Koguta.

Autor: Mateusz Maroński.



Bibliografia:

Jerzy B. Cynk: Polskie Siły Powietrzne w Wojnie 1939-1943, Gdańsk 2001
Jerzy B. Cynk: Polskie Siły Powietrzne w Wojnie 1943-1945, Gdańsk 2002
W. Matusiak, R. Gretzyngier, P. Wiśniewski: 315 Squadron, Sandomierz 2004
Jacek Kutzner: 315. Dywizjon Myśliwski "Dębliński", Warszawa 2013
Bohdan Arct: W pościgu za V-1, Warszawa 1957
Grzegorz Śliżewski: Karmazynowy Błękit Nieba - Działania bojowe I Polskiego Skrzydła Myśliwskiego w 1941 roku, Wrocław-Warszawa 2022
T. Królikiewicz, W. Matusiak: Polski Samolot i Barwa, Polskie Siły Powietrzne na Zachodzie 1940-1946, Warszawa 2014
Destiny Can Wait - The Polish Air Force In The Second World War, Nashville 1988
Jacek Kutzner: Zwycięstwa pilotów myśliwskich Polskich SIł Powietrznych na Zachodzie 1940-1945, Warszawa 2007
Katarzyna Ochabska: Stanisław Skalski, Wojkowice 2007
Piotr Sikora: Asy polskiego lotnictwa, Warszawa 2014
Piotr Sikora: Bitwy polskiego lotnictwa 1918-1945, Warszawa 2016
Andrzej R. Janczak: Ostatni lot, Warszawa 1979
Tadeusz H. Rolski: Atom Leader, Warszawa 2022
Francis S. Garbeski: Gabby Pilot Myśliwski, Warszawa 2001
Franciszek Kornicki: Zmagania, Sandomierz 2009
Michał Cwynar: Wspomnienia Wojenne, Warszawa 2004
Jan Falkowski: Z wiatrem w twarz, Warszawa 1969
Alojzy Dreja: Czyż mogli dać więcej, Londyn 1989






powrót do spisu treści

© Copyright 2020 Redakcja Dws-xip.pl
Design by Scypion, Butryk