Obóz koncentracyjny AUSCHWITZ 6)
Transporty kolejowe przeznaczone do zagazowania kierowano na rampę wyładowczą w Oświęcimiu a stamtąd odprowadzano do bunkra. Od lipca 1942 r.
zaczęto przeprowadzać selekcję przybywających transportów. Po otoczeniu pociągu szczelnym kordonem posterunków SS otwierano wagony, polecano
ludziom wychodzić na zewnątrz i przystępowano natychmiast do ich rozdzielania. Nowo przybyli musieli następnie stanąć przed obliczem lekarza SS,
który na podstawie wyglądu zewnętrznego decydował o ich przydatności do pracy, a tym samym o życiu lub śmierci, ruchem ręki nakazując przejść w
lewo lub na prawo.

(zdjęcie ze strony: www.auschwitz-muzeum.oswiecim.pl/)
Ludzi chorych, o słabej posturze ciała, starców a także dzieci ładowano do podstawionych ciężarówek i przewożono do bunkra. W razie braku tego
środka transportu ludzi prowadzono na przełaj przez łąki, na której stanęły później baraki trzeciego odcinka budowlanego obozu Birkenau.
Do podzielonej na dwa pomieszczenia komory wchodziło jednocześnie około 800 osób, a w razie potrzeby można było stłoczyć ich więcej. Tych dla
których mimo to nie starczyło miejsca, natychmiast rozstrzeliwano. Po zamknięciu drzwi na rygle i zakręceniu śrub specjalnie przeszkoleni
dezynfektorzy SS przez otwory w ścianach wpuszczali do środka Cyklon B w postaci przesiąkniętych cyjanowodorem grudek ziemi okrzemkowej. Śmierć
ludzi znajdujących się w komorze następowała z reguły po kilku minutach. Pierwsi ginęli ci, którzy stali w pobliżu otworów wrzutowych a następnie
krzyczący, ludzie starzy, chorzy i dzieci. Dla pewności, aby nikt nie pozostał przy życiu, komorę gazową otwierano dopiero po upływie pół
godziny. W okresach dużego nasilenia transportów czas gazowania skracano do dziesięciu minut. Najwięcej zwłok znajdowano w pobliżu drzwi,
gazowani próbowali uciekać przed rozprzestrzeniającym się gazem.
Po przewietrzeniu komory gazowej wyjmowano zwłoki, ładowane na żelazne wózki i po torach kolejki wąskotorowej przewożono kilkaset metrów dalej,
gdzie zakopywano je w głębokich dołach.
Już po rozpoczęciu akcji masowej zagłady Eichmann przywiózł rozkaz Himmlera, nakazujący obcinanie zwłokom kobiet włosów oraz wyjmowanie trupom
złotych zębów. Włosy te po pół marki za kilogram sprzedawano niemieckim firmom tekstylnym jako surowiec do produkcji włosianki. Odbiorcą włosów
była m. in. firma Alex Zink w Roth niedaleko Norymbergii. Złote zęby natomiast przetapiano w sztaby, w budynku szpitala SS w obozie macierzystym
i wysyłano do Głównego Urzędu Sanitarnego SS. Ze zwłok zdejmowano również biżuterię, obrączki, pierścionki i kolczyki.
Cały osobisty dobytek przywożony do obozu, zesłani musieli zostawić na rampie wyładowczej. Mówiono im, że rzeczy te zostaną dowiezione
oddzielnie do obozu. W rzeczywistości wszelkim dobytkiem mordowanych ludzi zajmowało się oddzielne komando (Aufräumungskommando), w żargonie
obozowym zwane "Kanadą". Ładowało ono wszystkie pozostawione na rampie rzeczy, do podstawionych ciężarówek i przewoziło do specjalnych magazynów,
które początkowo zajmowało pięć, a pod koniec istnienia obozu trzydzieści baraków. Tam były one przeszukiwane, sortowane, czyszczone i
dezynfekowane, a następnie kierowane do sprzedaży lub przeróbki przemysłowej.
Prawie wszystkie zagrabione mordowanym w komorach ludziom rzeczy, wysyłane były w porozumieniu z ministerstwem gospodarki do różnych placówek na
terenie Rzeszy. Między innymi, część z nich przekazywano ludności zbombardowanych miast niemieckich, osiedlanym na terenie Generalnej Guberni
volksdeutschom lub sprzedawano po niskich cenach w zakładach pracy. Kosztowności spieniężano za granicą, uzyskując w ten sposób środki płatnicze,
za które dokonywano zakupu niezbędnych gospodarce niemieckiej surowców. Niewielką część tych rzeczy eksponowano w prezentowanym dygnitarzom SS w
czasie wizytacji obozu "muzeum", mieszczącym się w bloku 24 w obozie macierzystym.
Latem 1942 r. ze względu na wzmożony napływ transportów uruchomiono następną komorę gazową, która podobnie jak w przypadku Bunkra nr 1 mieściła
się w zaadaptowanym domu mieszkalnym. Komora ta zwana Bunkier nr 2, posiadała cztery pomieszczenia, w których jednorazowo można było uśmiercić
1 200 osób. To właśnie działanie tej komory zaprezentowano Himmlerowi w czasie jego dwudniowej wizytacji obozu w lipcu 1942 r. Reichsführer SS
prześledził wówczas cały proces gazowania - od selekcji na rampie do opróżniania komory gazowej.

Himmler w Monowicach, 1942.07.17 r.
Znamiennym może być fakt, iż wkrótce po tej wizytacji do obozu przybył Standartenführer Paul Blobel z zadaniem zatarcia wszelkich śladów
masowych egzekucji, dokonanych w Birkenau. Miał on odkopać wszystkie mogiły niedaleko obozu i spalić znajdujące się w nich szczątki. Pozbywanie
się zwłok pomordowanych ludzi był w tym czasie kolejnym, palącym problemem, zakłócającym spokój władz obozowych.
16 września 1942 roku, Höss wraz z SS-Untersturmführerem. Franzem Hösslerem z Wydziału Zatrudnienia oraz SS-Untersturmführerem Walterem Dejaco
udali się do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem. Tam zapoznali się z metodami palenia zwłok. Po obejrzeniu znajdujących się tam,
eksperymentalnych urządzeń, stwierdzono, że najskuteczniejszą i najszybszą metodą usuwania zwłok jest spalanie ich na otwartym powietrzu.
Pod koniec września 1942 r. zaczęto w obozie oświęcimskich palić zwłoki nowo zagazowanych na stosach, na których układano na przemian z drewnem
po 2 000 trupów. Jak już wspomniałem wcześniej, w tym czasie przystąpiono także do palenia zwłok ze starych mogił. Ogień podtrzymywano przez
polewanie stosów odpadami po przeróbce ropy naftowej lub metanolem.
Wszystkie czynności pomocnicze, a więc usuwanie zwłok z komór, obcinanie włosów, wyrywanie złotych zębów i palenie zwłok, wykonywali więźniowie
wchodzący w skład specjalnej grupy roboczej, zwanej Sonderkommando. Wybierano ich z reguły spośród więźniów żydowskich pochodzących z krajów, z
których aktualnie przybywały transporty. Stan liczbowy tego komanda dostosowywany był do potrzeb uwarunkowywanych nasileniem w poszczególnych
okresach akcji zagłady.
Największy stan Sonderkommando, około 1 000 osób, został osiągnięty z początkiem lata 1944 r., w okresie szczytowego nasilenia akcji zagłady
Żydów węgierskich.
Więźniowie ci w celu odizolowania od innych byli zakwaterowani oddzielnie - w obozie macierzystym w piwnicach bloku 11, natomiast w Brzezince w
specjalnie wydzielonym bloku, a od połowy 1944 r. na strychach krematoriów. W razie odmowy wykonania tej pracy natychmiast ich zabijano.
Członków Sonderkommando likwidowano w kilkumiesięcznych odstępach czasu, pozostawiając jednak przy życiu tzw. fachowców: palaczy, mechaników i
funkcyjnych. Pod koniec lata 1944 r., w związku ze zmniejszeniem się liczby transportów kierowanych do obozów na zagładę, postanowiono powoli
ich likwidować, jako niewygodnych świadków całej zbrodni.
Podczas jednej z prób likwidacji jednego z Sonderkommando, w dniu 7 października 1944 r. wybuchł bunt, w wyniku którego zginęło w walce lub zostało
zamordowanych kilkuset więźniów. Zniszczone podczas walki Krematorium IV pozostało nieczynne.
Więźniowie dwóch ostatnich grup opuścili obóz 18 stycznia udając się w stronę Wodzisławia Śląskiego. Spośród nich wojnę przeżyło tylko
kilkunastu. W ostatnim okresie istnienia obozu więźniów Sonderkommando użyto do zacierania śladów wszystkich zbrodni.
W październiku 1944 r. zatrudniono ich przy rozbiórce ścian Krematorium IV, a w listopadzie, po wstrzymaniu masowej zagłady przy demontażu
urządzeń technicznych zarówno w komorach gazowych jak i w krematoriach II i III, które później zostały wysadzone.
26 listopada 1944 r. spośród około 200 więźniów Sonderkommando wybrano 100 i skierowano rzekomo do KL Gross-Rosen.
5 stycznia 1945 r. 6 członków specjalnego komanda wysłano do Mauthausen i tam rozstrzelano, 30 pozostawiono do obsługi ostatniego czynnego
Krematorium V, a 70 zatrudniono przy oczyszczaniu i plantowaniu dołów paleniskowych.
Zarówno bunkry gazowe jak i rowy spaleniskowe traktowano jako rozwiązanie tymczasowe. Funkcjonowały one do czasu uruchomienia czterech
specjalnie do tego celu zaprojektowanych komór gazowych i krematoriów. Ich budowę podjęto w lipcu 1942 r. i prowadzono w przyśpieszonym tempie
do połowy następnego roku. Codziennie zatrudniano przy niej, na dziennej i nocnej zmianie, po kilkuset więźniów. Najwcześniej, bo 22 marca
1943 r., oddano do użytku Krematorium IV, następnie 31 marca Krematorium II, 4 kwietnia Krematorium V i 25 czerwca Krematorium nr III.

Krematorium nr. II
Krematorium II, podobnie jak identyczne w konstrukcji Krematorium III, posiadało pięć pieców trzyretortowych z dwoma paleniskami generatorowymi
w każdym piecu. Natomiast Krematoria IV i V miały po jednym piecu ośmioretortowym z czterema paleniskami półgazowymi. Według pisma
Zentralabteilung der Waffen-SS und Polizei Auschwitz do Amtsgruppe C w WVHA z 28 czerwca 1943 r. dobową wydajność dla poszczególnych krematoriów
ustalono następująco:
- Krematorium I - 340 zwłok.
- Krematorium II - 1440 zwłok.
- Krematorium III - 1440 zwłok.
- Krematorium IV - 768 zwłok.
- Krematorium V - 768 zwłok.
Łącznie więc we wszystkich krematoriach można było spalić 4 756 zwłok. Była to wydajność teoretyczna, gwarantująca bezawaryjną ciągłość pracy
krematoriów z uwzględnieniem czasu przeznaczonego na bieżącą konserwację, odżużlowanie palenisk itd. W praktyce wydajność ta była znacznie
wyższa i tak np. w Krematoriach II i III spalano na dobę łącznie do 5 000 zwłok, a w krematoriach IV i V do 3 000 zwłok.
Od tego czasu na otwartym powietrzu spalano zwłoki tylko w razie napływu większych transportów, kiedy nie można było nadążyć z paleniem w
krematoriach. Ze względu na nieograniczoną wydajność dołów spaleniskowych ilość spalanych zwłok uzależniona była od liczebności transportów i
"przepustowości" komór gazowych, ocenianej teoretycznie, kiedy to brano pod uwagę czas gazowania i czas usunięcia zwłok.
Każde z nowych krematoriów było otoczone wokół ogrodzeniem z drutu kolczastego, posiadało oddzielne wejście, a od strony obozu zasłonięte było
płotem z wikliny. Estetycznie utrzymywane klomby kwiatowe nadawały całemu otoczeniu niewinny wygląd.
Wybudowane przy krematoriach II i III komory gazowe i rozbieralnie znajdowały się pod ziemią. Na ścianach obszernej rozbieralni oprócz
odpowiednich napisów umieszczono ponumerowane wieszaki i ustawiono pod nimi ławki. W komorze gazowej znajdowała się instalacja wodociągowa i
imitacje natrysków. Ludzi wchodzących do komory doprowadzano do przeciwległej ściany, za kordon stojących przy niej SS-manów. W miarę
napełniania się komory gazowej cofali się oni w stronę drzwi. W ten sposób umieszczano w środku do 3 000 ludzi.

Krematorium nr. IV
W krematoriach IV i V ze względu na oszczędności materiałowe komory gazowe wybudowano nie pod ziemią a na powierzchni. Każda z komór była
podzielona początkowo na trzy, później na cztery pomieszczenia o pojemności 1 500, 800, 600 i 150 ludzi. Podobnie jak w bunkrach wrzutnie gazu
w komorach gazowych IV i V znajdowały się przy ścianach bocznych. W komorach gazowych II, III gaz wpuszczany był przez otwory w stropie, od
których prowadziły aż do posadzki specjalne słupy, skonstruowane z kilku warstw gęstej siatki drucianej z ruchomym rdzeniem. Dezynfektor SS po
otwarciu puszki z Cyklonem wrzucał jej zawartość na specjalny stożek rozdzielczy, dzięki czemu grudki ziemi okrzemkowej równomiernie
rozmieszczały się wewnątrz rdzenia słupa wrzutowego, co w znacznym stopniu przyspieszało gazowanie.
Jednorazowo do komory gazowej wpuszczano od 6-12 kg gazu. Przez specjalny wziernik w drzwiach nadzorujący przebieg gazowania lekarz SS mógł
obserwować wnętrze komory gazowej.
Po włączeniu wentylatorów i usunięciu gazu z wnętrza komory gazowej otwierano drzwi, wyciągano zwłoki i transportowano je za pomocą elektrycznej
windy towarowej do znajdującego się na powierzchni budynku krematorium. Następnie po obcięciu włosów i usunięciu złotych zębów, odciągano zwłoki
pod piece, kładziono na specjalnym wózku i wsuwano do środka. Czas spalania zwłok wynosił około 20 minut. Popioły z resztkami niedopalonych
kości po rozdrobnieniu w specjalnych tłuczkach topiono w rzekach lub wywożono samochodami ciężarowymi do wsi Harmęże, gdzie wrzucano je do
stawów rybnych, zasypywano nimi bagna, albo też nawożono pola obozowych gospodarstw rolnych.
Wyrywane trupom złote zęby przetapiano na miejscu w specjalnym tyglu zainstalowanym w jednym z pomieszczeń Krematorium III, uzyskując w
niektórych okresach do 12 kg złota dziennie. Strychy krematoriów, ogrzewanych ciepłem znajdujących się pod nimi pieców, wykorzystywano także
jak suszarnie włosów pomordowanych.
Przez cały okres istnienia obozu komory gazowe i krematoria służyły także do uśmiercania tysięcy zarejestrowanych więźniów wszystkich
narodowości, których w wyniku prowadzonej od lipca 1941 r., akcji "eutanazji" uznano za nieuleczalnie chorych. Przeprowadzane nieustannie, w
szpitalach obozowych selekcje sprawiły, ze więźniowie udawali się tam tylko w ostateczności. Dłuższy pobyt w szpitalu lub choroba zakaźna
wystarczały by znaleźć się na liście przeznaczonych "do gazu".
Selekcje przeprowadzano nie tylko w szpitalach obozowych, lecz również wśród zdrowych. W obozie macierzystym odbywały się one m. in. w łaźni
obozowej między blokiem nr 1 i nr 2. Selekcje w obozie kobiecym przeprowadzano zwykle podczas powrotu komand z pracy lub w czasie tzw. apeli
generalnych. W tym celu polecano idącym w ciężkich drewniakach więźniarkom przebiec kilkanaście metrów. Te które biegły za wolno, SS-mani
wyłapywali z szeregów za pomocą zakrzywionych lasek i odstawiali na bok.
W razie gdy komory gazowe, były zajęte, kobiety te umieszczano w bloku nr. 25, gdzie oczekiwały na zagazowanie. Blok ten miał zakratowane
okna i był silnie odizolowany od reszty obozu.
W obozie męskim w Brzezince tę samą funkcję pełnił blok nr 7. Gromadzono tam ciężko chorych nie tylko z tamtejszego obozu, lecz również z obozu
macierzystego. Przeciętny stan tego bloku wynosił 1 200 więźniów.
W okresie szalejących w obozie epidemii tyfusu zabijano w komorach gazowych nie dziesiątki lecz setki więźniów. W dniu 29 sierpnia 1942 r., nowo
mianowany lekarz garnizonowy Kurt Uhlenbrock, polecił zagazować wszystkich chorych na tyfus, łącznie z rekonwalescentami przebywającymi w
szpitalu obozowym. Wówczas to wywieziono i zabito w komorach gazowych 746 więźniów.
W dniach 11 i 12 lipca 1944 r. w czasie likwidacji obozu rodzinnego zagazowano najpierw 3 000, a następnie około 4 000 osób.
2 sierpnia w związku z likwidacją obozu cygańskiego w Brzezince zagazowano 2 897 Cyganów - mężczyzn, kobiet i dzieci.
W komorach gazowych znalazło śmierć wielu więźniów, mieszkańców Zamojszczyzny, przywiezionych tutaj w wyniku wysiedleń, które zapoczątkowały
likwidację ostatniego azylu osiedleńczego dla Polaków usuniętych z innych terenów kraju, jakim do tego czasu była Generalnia Gubernia. W komorach
gazowych zabijano również więźniów obozów filialnych, którzy zostali uznani przez lekarzy SS wizytujących tamtejsze izby chorych za
nierokujących nadziei na rychły powrót do pracy.
Szefami krematoriów, w latach 1942 - 1945 r. byli kolejno:
- SS-Hauptscharführer Otto Moll,
- SS-Hauptscharführer Hirsch,
- SS-Unterscharführer Steinberg,
- SS-Scharführer Buch,
- SS-Oberscharführer Erich Muhsfeld.
V. USmiercane zastrzykami i eksperymenty medyczne.
Uśmiercanie zastrzykami było kolejnym sposobem na fizyczną likwidację osób uznanych przez władze III Rzeszy za wrogów państwa. Ponieważ
stosowane dotychczas środki eksterminacyjne okazały się niewystarczające, postanowiono dodatkowo zabijać więźniów przez wstrzykiwanie im różnego
rodzaju trucizn. Proces ten zapoczątkowano programem 14 f 13, który obejmował także zabijanie umysłowo chorych więźniów dosercowymi iniekcjami
fenolu.
Zastrzyki z fenolu robili najczęściej sanitariusze SS: Josef Klehr oraz Herbert Scherpe, a także przyuczeni do tego więźniowie: Alfred Stesel i
Mieczysław Pańszczyk. Przeznaczeni na "szpilowanie" więźniowie musieli zgłosić się w bloku nr 20. Tam wzywani pojedynczo do ambulatorium sadzani
byli na krześle, po czym dwóch wyznaczonych do tego celu chwytało ofiarę za ręce, a trzeci zasłaniał ręcznikiem oczy. Wówczas Klehr wbijał do
serca igłę i wtłaczał znajdujący się w strzykawce fenol. Trupa wrzucano do sąsiedniej umywalni i natychmiast wzywano kolejnego więźnia. W ten
sposób w niektórych okresach zabijano dziennie do kilkudziesięciu osób. Czasami statystyki te były jeszcze bardziej przerażające.
Na przykład w okresie od sierpnia do grudnia 1942 r. zabito w ten sposób 2 467 osób.
po lewej - Carl Clauberg postrach kobiet w obozie macierzystym.
Obóz oświęcimski był nie tylko olbrzymią "fabryką śmierci". Równocześnie pełnił on funkcję laboratorium nowej zbrodni, która objęłaby już nie
miliony, lecz dziesiątki milionów ludzi. Sterylizacja, bo o niej tutaj mowa, opracowywana przez Prof. Carla Clauberga i dr Horsta Schumanna
miała w swoich założeniach uniemożliwić rozmnażanie się, a tym samym naturalną śmierć, kilkudziesięciomilionowej rzeszy niewolniczej siły
roboczej, rekrutującej się z ludności podbitych narodów.
Początkowo Himmler proponował Claubergowi jako miejsce przeprowadzania eksperymentów sterylizacyjnych kobiecy obóz koncentracyjny w Ravensbrück.
Jednak na prośbę samego Clauberga, który dotychczas prowadził klinikę chorób kobiecych w Chorzowie, udostępniono mu w tym celu KL Auschwitz,
gdzie od 26 marca 1942 r. istniał również oddział żeński.
Rozpoczęte w 1942 r. eksperymenty, prowadzone początkowo w Brzezince, kontynuował w obozie macierzystym, w specjalnie opróżnionym do tego bloku
nr 10. Celem prowadzonych przez Clauberga eksperymentów było znalezienie szybkiej i niezawodnej metody masowego ubezpładniania kobiet. Istotnym
założeniem było zastrzeżenie, by sterylizowane osoby nie zdawały sobie sprawy z tego faktu. Technika zabiegu sterylizacyjnego polegała na
wywołaniu w narządzie rodnym kobiety stanu zapalnego, powodującego zasklepienie i niedrożność jajowodów. Zadaniem Clauberga było odnalezienie
najbardziej przydatnych do tego substancji chemicznych, które można byłoby łatwo wprowadzić do jajowodów kobiety pod pozorem badania
ginekologicznego.
Do przeprowadzania tych eksperymentów Clauberg wybierał więźniarki w wieku 20-30 lat, które wcześniej urodziły już dzieci. Wstępną fazę
eksperymentu stanowiły badania drożności jajowodów. Poddaną badaniom kobietę Clauberg umieszczał na fotelu ginekologicznym i następnie pod
kontrolą rentgenowską wprowadzał do jajowodów płyn kontrastowy. W razie wyniku pozytywnego wtryskiwał do jajowodów bliżej nie określoną
substancję, podobną do formaliny i wywołującą stan zapalny. Następnie co kilka lub kilkanaście dni przeprowadzał ponowne kontrole. Zwykle po
upływie sześciu tygodni u wszystkich kobiet następowała niedrożność jajowodów, a co za tym idzie bezpłodność.
Pomocnikami Clauberga byli: podoficer SS, sanitariusz Binning oraz dr. Johann Gebel, przedstawiciel koncernu Schering Werke, który preparował
używane do zakażania substancje chemiczne.
Skutki tych działań były dla kobiet objętych eksperymentem nieludzko bolesne, bowiem często połączone były one z silnym krwotokiem z ich dróg
rodnych, a nawet powodowały zapaści co najczęściej kończyło się śmiercią. Według zeznań byłych więźniów obozu, ciała kobiet, które zmarły
zostały poddawane sekcji zwłok. Część z tych kobiet zabijano specjalnie, tylko w tym celu.
Cel eksperymentów przeprowadzanych przez dr Horsta Schumanna był identyczny: opracowanie metody masowej i szybkiej sterylizacji. W
przeciwieństwie do Clauberga, który przeprowadzał swoje badania wyłącznie na kobietach, Schumann poddawał eksperymentom głównie mężczyzn. Metoda
Schumanna polegała na pozbawieniu ludzi zdolności rozrodczych poprzez silne naświetlenie promieniami rentgena u mężczyzn jąder a u kobiet jajników.
W czasie trwania eksperymentu zmieniano czas i natężenie naświetlania, tak aby uzyskać optymalne wskaźniki, przy czym u jednych osób naświetlano
obydwa organy rozrodcze, a u innych po jednym. W celu stwierdzenia skutków tych zabiegów usuwano operacyjnie naświetlone narządy i poddawano je
badaniom laboratoryjnym. Eksperymenty przeprowadzane przez Schumanna od listopada 1942 r. do kwietnia 1944 nie dały spodziewanych wyników.
Natomiast w skutek oparzeń, będących rezultatem naświetleń i przeprowadzanych operacji kastralnych, powstawały u osób poddanych eksperymentom
rozległe, bolesne, i trudno gojące się rany. Eksperymenty te przeżyło niewielu więźniów. Część zmarła na skutek odniesionych obrażeń, innych
jako niezdolnych do pracy zabito zastrzykami z fenolu lub zagazowano.
Jeśli dla doświadczeń Clauberga i Schumanna przesłanek należy doszukiwać się w hitlerowskiej polityce eksterminacji, to eksperymenty innego
lekarza-zbrodniarza, dra Josefa Mengele, inspirowała polityka prenatalna, prowadzona w stosunku do narodu niemieckiego. Doktor Mengele miał
bowiem udzielić odpowiedzi na pytanie: jak zwiększyć rozrodczość ludności niemieckiej w stopniu odpowiadającym potrzebom zaplanowanego na
szeroką skalę osadnictwa niemieckiego na terenach okupowanej Europy Wschodniej ?
po lewej - Josef Mengele - lekarz SS w Brzezince, zwany przez więźniów "Aniołem Śmierci".
Przedmiotem jego zainteresowania był problem bliźniactwa oraz fizjologia i patologia skarlenia. Eksperymentom były poddawane bliźnięta
jednojajowe-głównie dzieci, karły oraz osoby kalekie od urodzenia, które wyszukiwano wśród transportów przybywających do obozu. Przebieg tych
eksperymentów można podzielić na dwa etapy.
Etap pierwszy obejmował wszelkiego rodzaju badania, jakie można przeprowadzić na żywym człowieku, a więc badania narządów wzroku, słuchu, krwi,
wszelkiego rodzaju pomiary czaszki i wzrostu. Na polecenie Mengelego więźniarka Dina Gottlieb z Pragi wykonywała rysunki porównawcze głów,
małżowin usznych, nosów, ust, rąk i nóg. Dokonywano również przetaczania krwi między bliźniakami oraz robiono zdjęcia rentgenowskie.
Drugi etap obejmował analizy porównawcze organów wewnętrznych, dokonywa w trakcie sekcji zwłok. Przeprowadzanie takich analiz, ze względy na
mało prawdopodobny równoczesny zgon dwojga bliźniąt, w zwykłych warunkach byłoby niemożliwe. W obozie dokonywano setek tego rodzaju analiz
porównawczych bliźniąt, które w tym celu zabijane były przez doktora Mengelego zastrzykami fenolu.
W KL Auschwitz przeprowadzano także inne eksperymenty medyczne. W latach 1941-1944, doktor Helmuth Vetter oraz lekarze: Friedrich Entress,
Eduard Wirths i Fritz Klein dokonywali na więźniach eksperymentów farmakologicznych, których celem było wypróbowanie nowych nie wprowadzonych
jeszcze do użytku lekarstw. Nosiły one kryptonimy "B-1012", "B-1034", "3382" lub "Rutenol".
Eksperymenty te przeprowadzano głównie na chorych na tyfus plamisty, gruźlicę, ropowicę, rzadziej różę, jaglicę i inne choroby. Dokonywano ich
nie tylko na osobach chorych ale również i zdrowych, które specjalnie zarażano, na przykład przez wstrzykiwanie dożylnie krwi osób chorych na
tyfus, czy podskórne wstrzykiwanie ropy.
Wypróbowywane preparaty podawano w postaci tabletek, granulek, zastrzyków oraz wlewek doodbytniczych. W licznych przypadkach eksperymenty te
przyczyniły się do zgonów więźniów, gdyż żaden ze stosowanych preparatów nie wykazywał właściwości leczniczych, niektóre zaś okazały się wprost
szkodliwe.
Podobnie jak Mengele, inny eksperymentujący lekarz SS również zabijał swoje ofiary. Johann Paul Kremer prowadził badania nad brunatnym zanikiem
wątroby. Podejrzanego o tę chorobę więźnia, leżącego na stole sekcyjnym, przed uśmierceniem indagował jeszcze o szczegóły dotyczące jego
schorzenia.
W 1944 r. na zlecenie Wehrmachtu przeprowadzał w obozie eksperymenty lekarz Emil Kaschub. Zdrowym więźniom wcierał on w kończyny górne i dolne
różnego rodzaju substancje toksyczne, w wyniku czego powstawały bolesne, ropiejące rany. Wyniki porównawcze, udokumentowane zdjęciami, miały
dostarczyć materiału porównawczego umożliwiającego zdemaskowanie osób, które przez samookaleczenia chciałyby uchylić się od służby wojskowej.
Również na użytek Wehrmachtu trzech lekarzy SS: Victor Capesius, Bruno Weber i Werner Rohde wypróbowywali na więźniach działanie nieznanego
płynu, po wypiciu którego część więźniów zmarła. Chodziło w tym przypadku o znalezienie środka, pod którego działaniem jeńcy wojenni zdradzaliby,
tracąc kontrolę nad swoim postępowaniem, tajemnice wojskowe.
Doktor Eduard Wirths przeprowadzał także badania i operacje u kobiet podejrzanych o chorobę nowotworową.
WYZWOLENIE OBOZU - KONIEC KOSZMARU.
Biorąc pod uwagę znaczenie KL Auschwitz, jakie dla kierownictwa SS miał ten obóz nie ma się co dziwić temu, że działania prowadzące do
całkowitej likwidacji tego obozu podjęto dość późno. W okresie od sierpnia 1944 r. do połowy stycznia 1945 r. ewakuowano z obozu 65 000 więźniów
stanowiących niepotrzebną na miejscu nadwyżkę siły roboczej. Z drugiej jednak strony, ponad 60 000 więźniów utrzymano w obozie do ostatniej
chwili, w większości zatrudniając ich w ważnym dla podtrzymania potencjału militarnego III Rzeszy górnośląskim okręgu przemysłowym i innych
pobliskich okręgach gospodarczych. Również w zakresie usuwania śladów dokonanych w obozie zbrodni ograniczono się do wstępnych przedsięwzięć.
Jeszcze do drugiej połowy stycznia 1945 r. zachowano jedno z krematoriów oświęcimskich (numer V) wraz z przyległymi do niego komorami gazowymi w
stanie pełnej zdatności do użytku. Wysadzono je dopiero gdy oddziały Armii Sowieckiej wdzierały się na ulice Oświęcimia.
W ramach ostatecznej ewakuacji obozu w dniach 17-23 stycznia 1945 r. ewakuowano zeń, głównie pieszo, blisko 60 000 więźniów. Znaczna część
spośród nich zginęła bądź to na trasach ewakuacyjnych, bądź w okresie późniejszym w obozach w głębi III Rzeszy.
Po wyprowadzeniu z KL Auschwitz ostatnich transportów ewakuacyjnych pozostało w nim ponad 8 500 więźniów, w większości chorych i wycieńczonych
fizycznie, nie nadających się do ewakuacji pieszej.
Z szeregu źródeł wynika, ze SS planowała ich zagładę jako świadków zbrodni, a także jako swojego rodzaju balast niezdatny do wykorzystania w
formie siły roboczej głębi III Rzeszy. Wydano rozkazy, zgodnie z którymi w ostatnich dniach istnienia obozu SS-mani zgładzili około 700 osób,
ponad 300 z nich spalili w barakach podobozów oświęcimskich w Wesołej koło Mysłowic, w Gliwicach i Czechowicach. Większość pozostawionych w
Oświęcimiu więźniów ocalała jednak i dotrwała do nadejścia Armii Sowieckiej.

(zdjęcie ze strony: www.auschwitz-muzeum.oswiecim.pl/)
Zadanie wyzwolenia Oświęcimia przypadło 60 Armii 1 Frontu Ukraińskiego, w chwili gdy nacierała ona lewym brzegiem Wisły, od Krakowa w kierunku
okręgu przemysłowego Górnego Śląska. Na rozkaz dowódcy tej armii gen. płka. Pawła Kuroczkina trzy jej dywizje oskrzydliły formacje niemieckie w
Oświęcimiu.
Najszybsza w marszu okazała się być 100 Dywizja Piechoty 106 Korpusu, gdyż już w sobotę 27 stycznia 1945 r. około godz. 9, pierwsi jej zwiadowcy
zjawili się we wschodnim rejonie Oświęcimia, to jest na terenie podobozu oświęcimskiego w Monowicach. Tego samego dnia od północy dotarła do
celu 148 Dywizja Piechoty 106 Korpusu, a od południowego Wschodu 322 Dywizja 28 Korpusu 60 Armii. Do centrum miasta żołnierze radzieccy dotarli
wczesnym przedpołudniem 27 stycznia. Po południu skierowali się oni w kierunku obozu macierzystego i obozu w Brzezince, przy czym przy pierwszym
z nich napotkano opór wycofujących się jednostek niemieckich. Opór te wkrótce przełamano i oba obozy zostały wyzwolone około godziny 15 - stej.
W oświęcimskim obozie macierzystym, w Brzezince i w Monowicach wyzwolenia doczekało się ostatecznie 7 000 więźniów.
Na terenie tych obozów radzieccy żołnierze natknęli się na blisko 700 zwłok więźniów zastrzelonych przez załogę SS, w trakcie jej wycofywania się
z Oświęcimia oraz zmarłych w tym czasie z wycieńczenia.
Na koniec chciałbym przytoczyć wspomnienie więźniarki, która zapamiętała moment wyzwolenia z oświęcimskiego piekła:
"Usłyszałyśmy detonację granatu w pobliżu bramy obozowej. Natychmiast wyglądnęłyśmy z bloków i ujrzałyśmy idących od strony bramy w naszym
kierunku, z karabinami gotowymi do strzału, kilku zwiadowców radzieckich. Zaraz wywiesiłyśmy na drągach prześcieradła z przyszytymi na nich
pasami w formie czerwonego krzyża. Na nasz widok zwiadowcy opuścili broń. Doszło do spontanicznego powitania. Znając język rosyjski zwróciłam
się do żołnierzy ze słowami: "zdrastwujtie pobieditieli i oswoboditieli". W odpowiedzi usłyszeliśmy: "Uże wy swobodnyje".
Powrót do spisu treści.
|