Obóz koncentracyjny AUSCHWITZ (5)


Eksterminacja.

I. Głód i choroby.

Głód był jednym z największych wrogów ludzi osadzonych w całym systemie obozów III Rzeszy. Ilość otrzymywanego przez więźniów pożywienia wystarczyła na przeżycie 3-6 miesięcy. Pozbawiany odpowiedniej ilości kalorii organizm więźnia wyrównywał ujemny bilans cieplny zasobami energii zgromadzonymi we własnej tkance tłuszczowej. Po jej wyczerpaniu następował z kolei zanik tkanki mięśniowej połączony z uszkodzeniem organów wewnętrznych oraz zmniejszeniem odporności organizmu. Konsekwencją tego była masowa zachorowalność na wszelkiego rodzaju choroby zakaźne. Wśród licznych chorób panujących w obozie największe żniwo zbierała, zupełnie nieznana w normalnych warunkach, biegunka głodowa (Durchfall). Jej objawami był zanik funkcji trawiennych, skrajne wyczerpanie organizmu i gwałtowny spadek wagi ciała.

Przypominający szkielety więźniowie umierali na ulicach obozowych, w blokach mieszkalnych, a także masowo zabijano ich w pracy. Tylko nieliczni mogli być przyjęci do szpitala obozowego, który jedynie z nazwy przypominał instytucję do ratowania życia. Przywilejem tych, którzy znaleźli się w szpitalu, było tylko to, że zwolnieni od obowiązku pracy i uciążliwych apeli mogli umierać we względnym spokoju.
Inną równie często spotykaną i groźną w skutkach chorobą, będącą wynikiem antysanitarnych warunków bytowania był tyfus plamisty. Choroba ta, przybierająca raz po raz formę gwałtownie rozprzestrzeniającej się epidemii trwała w obozie niemal nieprzerwanie od kwietnia 1941 do wiosny 1944 r. W okresie szczególnego jej nasilenia miesięcznie umierały setki a nawet tysiące więźniów.
Najgroźniejszy przebieg miała epidemia tyfusu plamistego w 1942 r. Pierwsze przypadki zanotowano w marcu w obozie Birkenau, a w lipcu był nią ogarnięty już cały obóz. Liczba zgonów rosła z dnia na dzień. W kwietniu 1942 r. w jej wyniku zmarło 2 190 osób, w maju liczba ta wzrosła do 2 982, w czerwcu do 3 688, by w lipcu osiągnąć 4 124 osoby.

Fakt, iż rozprzestrzeniająca się epidemia tyfusu spowodowała bardzo długie przerwy w wykorzystaniu siły roboczej więźniów, a także możliwość zachorowań wśród załogi SS, skłoniły władze SS do wydania zarządzeń zmierzających do ograniczeń skutków i częściowej likwidacji epidemii.

II. Wyniszczenie przez pracę.

Bardzo skutecznym i przez Niemców doprowadzonym do perfekcji, narzędziem wyniszczania więźniów w obozie była praca. Była ona obowiązkiem każdego osadzonego w KL, dlatego też w razie braku jakiegoś sensownego zajęcia polecano więźniom wykonywać prace zupełnie bezcelowe. W pierwszych latach istnienia obozu lwia część więźniów była zatrudniana przy jego rozbudowie. Prace te wykonywano przy pomocy najprymitywniejszych narzędzi, przy prawie zupełnym, nieuzasadnionym nawet warunkami wojennymi, braku użycia jakichkolwiek rozwiązań technicznych.
Stosowano je wyjątkowo, podczas bardzo pilnych prac, na przykład podczas budowy komór gazowych i krematoriów.
Materiał do budowy obozu uzyskiwano m. in. z rozbiórki domów mieszkańców wysiedlonych z terenu przyobozowego. W pracy tej do rozbijania murów używano belek, którymi taranowano ściany. Była to praca bardzo niebezpieczna, podczas której często zdarzały się wypadki przysypania walącym się gruzem.

Powszechnym zjawiskiem w obozie było masowe wykorzystywanie więźniów do ręcznego przenoszenia znacznych ciężarów, nieraz na duże odległości i to mimo tego, że władze obozowe dysponowały parkiem samochodowym i zaprzęgami konnymi. Więźniów zaprzęgano również do tzw. rozwag - wielkich wozów, używanych do transportu wewnętrznego przy przewożeniu materiałów budowlanych, żywności, odzieży, fekaliów z dołów kloacznych lub zwłok. Na terenie magazynów, jak również przy budowie zakładów Buna-Werke stosowany był system transportu wahadłowego, polegający na tym, że więźniowie przenosili z jednego miejsca na drugie worki z cementem, cegły, deski itd., biegnąc przy tym wzdłuż szpaleru SS-manów i kapo, którzy biciem zmuszali ich do bezustannego pośpiechu.

Ten sposób stosowano także przy kopcowaniu ziemniaków i brukwi, które w dużych ilościach nadchodziły co jesień do obozu. Do przenoszenia tych produktów używano tzw. trag - wielkich drewnianych skrzyń z uchwytami, których waga łącznie z ładunkiem przekraczała 150 kg. Więźniowie taki ciężar zmuszani byli do dźwigania tylko we dwóch. Była to więc praca niezwykle ciężka nawet dla zdrowego i dobrze odżywionego człowieka. Dla więźnia była to praca mordercza.
Rozgrywały się przy jej wykonywaniu sceny wprost straszliwe. Mimo największych wysiłków, gdzie stawką było życie, ludzie padali pod przygniatającym ciężarem, a ten kto nie był w stanie się podnieść, ginął pod ciosami pałek członków nadzoru. Dla nikogo nie było wątpliwości czemu służył taki system pracy i jasnym było, że chodziło tylko o maksymalne wyniszczenie organizmów więźniów.

Eksploatacja niewolniczej siły roboczej, nie miała nic wspólnego z rozsądkiem, wywołanym już nie tylko względami humanitarnymi, ale również czysto ekonomicznymi. Bardzo często zdarzało się bowiem, że praca więźniów nie miała żadnego sensu i nie służyła w żaden sposób funkcjonowaniu obozu. Na domiar złego, pod względem bezlitosnej eksploatacji sił więźniów z powodzeniem konkurowały z SS prywatne i prywatno-państwowe przedsiębiorstwa przemysłowe, których udział w zatrudnieniu więźniów począwszy od 1942 r., systematycznie wzrastał. Więźniowie zatrudnieni w firmach poza obozem byli rozczłonkowani w 28 filiach, zwanych podobozami, które mieściły się głównie na terenie Śląska i zostały wybudowane w sąsiedztwie przedsiębiorstw, wykorzystujących ich pracę.
Przedsiębiorstwa te, opłacające niewielką stawkę za wynajem więźniów (3-6 marek za dniówkę), miały zagwarantowane pełną swobodę w dysponowaniu ich siłą roboczą, same regulowały czas, warunki i rodzaj wykonywanej pracy, ponadto nadzorowały więźniów podczas jej wykonywania, nie tylko pod względem fachowości, lecz również pod względem dyscyplinarnym.
Mimo iż doskonale zdawano sobie sprawę z ich wycieńczenia, żądano takiej samej wydajności jak od robotników wolnonajemnych.

III. System kar i egzekucje.

Jednym z warunków sprawnego funkcjonowania obozu było bezwzględne posłuszeństwo i bezwolność więźniów. Wszelkie, nawet najmniejsze przejawy jawnego oporu spotykały się z najsurowszymi represjami.
Według całego systemu kar, stworzonego i wprowadzonego do obozów przez Theodora Eickego, każdy esesman mógł zabić więźnia, nie ponosząc za to jakiejkolwiek odpowiedzialności. Tego rodzaju postępowanie było akceptowane i popierane nie tylko przez władze obozowe, ale także przez najwyższe czynniki w państwie. Ze szkoły Eickego wywodzili się również wyżsi członkowie załogi obozu Auschwitz-Birkenau: Rudolf Höss, Karl Fritzsch, Hans Aumeier, Gerhard Palitzsch i inni.

W przeciwieństwie do wzorcowego obozu w Dachau, spisanego rejestru zakazów, nakazów i kar w Oświęcimiu nie było, a tego co wolno a czego nie, uczono za pomocą pałki lub kija.
Najpowszechniejszą karą było doraźne bicie na miejscu "przestępstwa". Więźnia miał prawo bić, a nawet zabić, każdy esesman i każdy więzień funkcyjny, począwszy od starszego obozu, a skończywszy na fryzjerze blokowym.

Na doraźnym biciu i maltretowaniu polegał też szereg tzw. kar regulaminowych, takich jak praca karna w czasie w czasie wolnym od zajęć, pobyt w karnej kompanii czy karne ćwiczenia.
Kary te wymierzał na podstawie meldunku esesmana Komendant lub w zastępstwie kierownik obozu, wydając specjalne zarządzenie karne.


Wśród najczęściej spotykanych przyczyn ukarania więźniów znajdują się :
   - nie wyruszenie z komandem do pracy,
   - uchylanie się od pracy,
   - samowolne oddalenie się z miejsca pracy,
   - sabotaż podczas pracy,
   - gotowanie posiłku w czasie pracy,
   - zdobywanie żywności lub odzieży,
   - handel z robotnikami cywilnymi,
   - nielegalne wysyłanie listu,
   - palenie papierosów w czasie zakazanym.
Często wymierzaną karą była także chłosta. Wykonywano ją zwykle publicznie w czasie apelu na specjalnie stole , skonstruowanym w ten sposób, ze leżący na nim więzień miał unieruchomione nogi. Bito pałką, rzadziej pejczem, a liczba uderzeń nie mogła przekroczyć jednorazowo 25 uderzeń. Faktycznie jednak zależała od humoru esesmana nadzorującego wymierzenie kary. W tym miejscu trzeba również dodać, że karą tą były objęte również kobiety.
Inną równie dotkliwą karą była kara "słupka", polegająca na powieszeniu więźnia za wykręcone do tyłu ręce tak, aby nie mógł dotknąć stopami ziemi. Była to kara niesłychanie bolesna, w czasie której więźniowie z bólu tracili przytomność i która w swoich następstwach była bardzo niebezpieczna. Na skutek długotrwałego wiszenia na słupku zrywały się ścięgna ramion, w wyniku czego więzień przestawał władać rękami i jako niezdolny do pracy padał ofiarą selekcji.
Do bardzo ciężkich kar należało osadzenie w tzw. Stehzelle (Cela stania). Pomieszczenia te znajdowały się w obozie macierzystym w piwnicach bloku nr. 11. Każda z czterech cel miała niespełna metr kwadratowy powierzchni, a prowadził do niej znajdujący się w dolnej części właz, zamykany kratą i szczelnymi drzwiami. W celi panowała zupełna ciemność, a w jednej celi zamykano po czterech więźniów, co uniemożliwiało jakikolwiek ruch i zmianę pozycji. Po całonocnej stójce więźniów tych wyprowadzano z innymi do pracy. Karę tą stosowano często przez kilka, a nawet kilkanaście nocy.

16 września 1943 r. na rozkaz komendanta obozu rozpoczęto budowę Stehzelle także w obozach filialnych. Wiadomo, że cele takie istniały w Brzezince, Świętochłowicach czy Wesołej. W tym miejscu trzeba także dodać, że więźniów zamykano również w ciemnicach, w celach zwykłych z normalnym wyżywieniem obozowym, w celach zwykłych z wyżywieniem normalnym co cztery dni, a w pozostałe z ograniczonym dostępem do chleba i wody.

Jedną z najcięższych kar było zesłanie do karnej kompanii (Strafkompanie). Powstała ona w sierpniu 1940 r. Funkcję nadzorujących ją kierowników pełnili kolejno: SS-Unterscharf. Gerlach, SS-Rottenf. Steinberg, SS-Hauptscharf. Otto Moll, SS-Hauptscharf. Rüf, SS-Unterscharf. Umlauf .
Ogółem przeszło przez nią około 6 000 więźniów, przy przeciętnym stanie wynoszącym 150 - 600 osób. Byli oni zakwaterowani oddzielnie, nie wolno im było kontaktować się z innymi więźniami ani prowadzić korespondencji. Spali na gołych pryczach lub betonowej posadzce w samej bieliźnie. W latach 1940 - 1942 r., gdy karna kompania przebywała w obozie macierzystym, w bloku nr 11, należących do niej więźniów nawet w razie ciężkiej choroby nie przyjmowano do szpitala obozowego. Członkowie tego komanda otrzymywali gorsze wyżywienie, chociaż zatrudniano ich przy najcięższych pracach, m. in. w żwirowniach. Praca odbywała się cały czas w przyśpieszonym tempie.


Egzekucja pod ścianą śmierci.
(zdjęcie ze strony: www.auschwitz-muzeum.oswiecim.pl/)

W maju 1942 r. przeniesiono karną kompanię do obozu w Brzezince, i umieszczono w bloku nr 1 na terenie obozu męskiego. Od tego czasu zatrudniano ją przy kopaniu centralnego rowu odwadniającego tzw. Königsgraben. Było to znane miejsce bestialskich mordów, oraz miejsce w którym 10 czerwca 1942 r. doszło do otwartego buntu i ucieczki dziewięciu więźniów. Członkowie karnej kompanii musieli pracować nawet wówczas, kiedy inni, po zakończeniu wieczornego apelu, mieli czas wolny.
W krótkim czasie po powstaniu obozu żeńskiego w Brzezince powstała również żeńska karna kompania, zlokalizowana początkowo we wsi Budy, a następnie już na terenie samego obozu. Liczyła ona około 400 kobiet, które zatrudniane były przy oczyszczaniu stawów rybnych, usypywaniu grobli i innych robotach ziemnych. Z powodu nieludzkich warunków bytowania śmiertelność w żeńskiej karnej kompanii była bardzo wysoka.

Innym rodzajem kary, stosowanym w obozie była musztra, zwana w żargonie obozowym "sportem". Stosowano ją albo w formie represji karnej, bądź też profilaktycznie w czasie kwarantanny odbywanej przez nowo przybyłych więźniów przed skierowaniem ich do pracy. Polegała ona na wykonywaniu przez więźniów, na rozkaz różnego rodzaju ćwiczeń fizycznych takich jak: marsz ze śpiewem, bieg, czołganie się na łokciach i czubkach palców od nóg, toczenie się po ziemi pokrytej żwirem i tłuczonymi cegłami, kręcenie się w kółko z podniesionymi rękami. Ćwiczenia te wykonywane były w szybkim tempie, bez względu na wiek i zdrowie więźniów. Specjalistą od wymyślania rodzaju ćwiczeń był SS-Oberscharf. Ludwik Plagge.
W obozie kobiecym często stosowaną karą było klęczenie z podniesionymi rękami, w których więźniarka musiała trzymać kamienie. Wśród innych kar można także wymienić zakaz pisania i otrzymywania listów, pozbawienie obiadu przy pełnym zatrudnieniu, karna praca w czasie wolnym od zajęć itp.

Najokrutniejszymi ze wszystkich formami represji w obozie były egzekucje. Formalnie utrzymywano, że o egzekucji decydował Reichsführer SS a z jego upoważnienia RSHA, jednak większość egzekucji obozowych przeprowadzono na rozkaz władz obozowych. Wydawane niekiedy przez RSHA zarządzenia egzekucyjne były sporządzane na wniosek owych władz, w związku z wykroczeniami dyscyplinarnymi więźniów, uznanymi za szczególnie niebezpieczne, na przykład w przypadku zbiorowych ucieczek. Najczęściej dokonywano egzekucji na polecenie Wydziału Politycznego (Politische Abteilung), po podjęciu decyzji przez kierownika tego wydziału.

Na zarządzenie Dowódcy SS i Policji dokonywano w obozie również egzekucji zakładników, których bądź to przywożono specjalnie w tym celu do obozu, bądź tez przybywali oni już w tym charakterze. Najczęściej rozstrzeliwano ich w odwet za działalność ruchu oporu w miejscach ich zamieszkania.
Dodatkowo co kilka tygodni odbywały się posiedzenia Sądu Doraźnego (Polizei Standgericht), które miały miejsce w bloku 11-stym i które prowadzone były przez funkcjonariuszy Gestapo w Katowicach. W ich trakcie sądzono Polaków ze Śląska, oskarżonych o nielegalną, wrogą okupantowi działalność polityczną. Wśród nich znajdowały się na przykład osoby aresztowane za posiadanie radia, przekazywanie bieżących informacji politycznych itp. Osoby te, mężczyźni i kobiety, a nawet dzieci, nie były formalnie więźniami obozu koncentracyjnego, lecz pozostawały do dyspozycji placówki Gestapo w Katowicach. Rozprawa sądowa była uwieńczeniem długotrwałego śledztwa, w trakcie którego stosowano bardzo brutalne metody wyciągania informacji i zmuszania do przyznania się do winy.

Sam wyrok był z reguły sprawą przesądzoną i prawie każdy proces Sądu Doraźnego skończył się wyrokiem skazujących na śmierć. W nielicznych sytuacjach skazywano sądzonego na pobyt w obozie koncentracyjnym.
Obóz koncentracyjny w Oświęcimiu był także miejscem egzekucji osób cywilnych, członków organizacji podziemnych oraz partyzantów przywożonych tutaj przez policję bezpieczeństwa tylko w celu wykonania wyroku. Egzekucje przez rozstrzelanie miały charakter tajny. W czasie ich wykonywania i wywożenia zwłok z dziedzińca bloku 11 do krematorium nikomu nie wolno było opuszczać bloku. Okna sąsiadującego z "blokiem śmierci" bloku 10 były zasłonięte specjalnymi osłonami z desek, a w bloku 11 częściowo zamurowane. Przed egzekucją więźniów z sal od strony dziedzińca przenoszono do pomieszczeń po przeciwnej stronie.


(zdjęcie ze strony: www.auschwitz-muzeum.oswiecim.pl/)

W przypadku szczególnie głośnych i śmiałych ucieczek, egzekucji schwytanych uciekinierów dokonywano przez powieszenie. W przeciwieństwie do egzekucji przez rozstrzelanie, te egzekucje miały charakter publiczny. Ich celem było sterroryzowanie i przekonanie więźniów o bezcelowości wszelkich prób oporu. Przeprowadzano je w czasie apeli, tak aby wszyscy byli przy nich obecni. Do tego celu służyły specjalne dwie przenośne szubienice, które stały na podwórzu bloku nr 11. W razie potrzeby montowano również prowizoryczne szubienice z szyn umieszczanych na drewnianych słupach.
Szczególną grozę wśród więźniów budziły egzekucje przez zagłodzenie. W przypadku ucieczki więźnia z bloku, w którym mieszkał, albo z komanda w którym pracował, Komendant lub też kierownik obozu wybierał w czasie apelu dziesięciu lub więcej więźniów, których następnie zamykano w jednej celi bloku jedenastego. Tam nie otrzymując ani jedzenia, ani picia umierali po kilku, najdalej kilkunastu dniach w straszliwych męczarniach.

IV. Komory gazowe i krematoria.

W związku z coraz liczniejszymi transportami radzieckich jeńców wojennych, napływającymi do obozu, dla władz obozowych stało się jasne, że starymi metodami nie da się zapewnić płynności przepływu transportów i że przeludnienie stanie się nie do wytrzymania. W dniu 3 września 1941r., na rozkaz kierownika obozu Fritzscha, zagazowano grupę 600 jeńców radzieckich oraz 350 chorych z obozowego rewiru, używając do tego gazu dotychczas wykorzystywanego do dezynfekcji, który nosił nazwę Cyklon B. Pierwsze zagazowanie tym gazem miało miejsce w piwnicach bloku 11, po ówczesnym zasypaniu okien.

Ponieważ w bloku 11 mieścił się areszt obozowy i kompania karna, które na czas gazowania trzeba było ewakuować, następne grupy jeńców uśmiercano w znajdującej się przy krematorium trupiarni, w dawnym bunkrze amunicyjnym. Komendant obozu oświęcimskiego (Rudolf Hoess), odpowiedzialny za przygotowanie na swym terenie akcji masowej zagłady Żydów, stwierdziwszy skuteczność działania Cyklonu B uznał, że jest on najlepszym środkiem do masowego trucia ludzi, znacznie lepszym niż stosowany dotychczas w zakładach eutanazji - tlenek węgla.
Wkrótce też powiadomił o tym Adolfa Eichmanna, koordynatora masowej zagłady Żydów z ramienia RSHA (Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy), który w niedługim czasie po odkryciu Cyklonu wizytował obóz. Wspólnie ustalili, że to właśnie ten gaz użyty zostanie w zaplanowanej już masowej zagłady ludności żydowskiej.
Pierwsze transporty tej ludności przywieziono do obozu z terenów Śląska, wkrótce po zakończeniu konferencji w Wannsee, czyli na początku 1942 r.

Początkowo uśmiercano ich, podobnie jak radzieckich jeńców wojennych, w kostnicy przy krematorium obozowym. Transporty przybywały koleją na znajdującą się w pobliżu rampę wyładowczą, skąd pod eskortą SS prowadzono nowo przybyłych na dziedziniec krematorium. W tym czasie zamykano wszystkie drogi dojazdowe oraz przejścia, po których nikt nie miał prawa się poruszać. Ofiary po rozebraniu się wprowadzano do kostnicy - komory gazowej. Mówiono im, że udają się do łaźni, a po kąpieli otrzymają posiłek i zostaną skierowani do pracy. W momencie wypuszczenia gazu, w celu stłumienia krzyków i jęków konających ludzi, włączano silnik specjalnie podstawionego do tego samochodu.

Początkowo proces uśmiercania więźniów i wietrzenia komór trwał kilka godzin. Później przez zastosowanie wentylatorów czas ten został skrócony do kilkudziesięciu minut. Po upływie tego czasu więźniowie z obsługi krematorium przystępowali do palenia zwłok. Wszystko odbywało się w najgłębszej tajemnicy, przy udziale ograniczonego do minimum kręgu SS-manów z kierownictwa obozu oraz funkcjonariuszy Wydziału Politycznego.

Niewielka "wydajność" krematorium w obozie macierzystym, w którym w czasie doby można było spalić około 340 zwłok, oraz trudność w utrzymaniu całego procederu w tajemnicy spowodowały jego przerzucenie do Brzezinki. W wytypowanym już podczas pierwszej wizyty Eichmanna budynku mieszkalnym jednego z wysiedlonych mieszkańców zamurowano okna, wzmocniono i uszczelniono zamykane na śruby drzwi, w ścianach zewnętrznych zrobiono specjalne otwory wrzutowe i umieszczono odpowiednie napisy. Tak urządzoną komorę gazową nazwano bunkrem nr 1.


Widok współczesny.
(zdjęcie ze strony: www.auschwitz-muzeum.oswiecim.pl/)


nastepna strona

Powrót do spisu treści.



© copyright 2005 - 2012, Radosław "Butryk" Butryński
Design by Scypion